Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu prowadzi postępowanie w związku z awaryjnym lądowaniem polskiego Herculesa w Afganistanie. Do incydentu, który omal nie skończył się katastrofą, doszło 5 lutego. Załoga samolotu wykryła w powietrzu usterkę przyrządów i zdecydowała o awaryjnym lądowaniu w Mazar-i-Sharif. Według informacji dziennikarza RMF FM Marcina Friedricha, uszkodzeniu uległ jeden ze sztucznych horyzontów.

Dowództwo Sił Powietrznych potwierdziło oficjalnie wcześniejsze informacje naszego dziennikarza, że załoga Herculesa wykryła w powietrzu nieprawidłowości w działaniu jednego z podstawowych przyrządów. Wystąpiła różnica we wskazaniach przyrządów, które powinny pokazywać to samo - przyznał podpułkownik Robert Kupracz z dowództwa Sił Powietrznych. Według informacji Marcina Friedricha, chodzi o sztuczne horyzonty, które pokazują, w jakiej pozycji w przestrzeni znajduje się samolot. Są one niezbędne do pracy autopilota, a przede wszystkim - do bezpiecznego pilotowania maszyny na przykład w chmurach, bez widoczności ziemi.

W takich właśnie warunkach leciał Hercules w dniu awarii. Możliwe więc, że schodząc do lądowania samolot zmienił niebezpiecznie położenie względem ziemi, a piloci pozbawieni wiarygodnego wskazania przyrządów odkryli to po wyjściu z chmur, już bardzo blisko powierzchni. Następnie wykonali gwałtowny manewr, przekroczyli dopuszczalne przeciążenia i maszyna zaczęła się w powietrzu rozpadać. Twarde lądowanie zaś mogło spowodować dodatkowe zniszczenia.

Zdjęcia uszkodzonej maszyny zostały opublikowane na amerykańskim forum pilotów Herculesów.