Stojący w argentyńskim porcie jacht "Gemini 3", na którym Roman Paszke odbywał rejs dookoła świata, został zarekwirowany. Argentyńska firma żąda 300 tysięcy dolarów za akcję ratunkową. Zdaniem kapitana szanse na odzyskanie jachtu są niewielkie, a roszczenia do zapłaty za pomoc, bezpodstawne.

14 grudnia zeszłego roku, Roman Paszke rozpoczął rejs z Wysp Kanaryjskich. Na początku stycznia żeglarz musiał przerwać samotną podróż z powodu awarii katamaranu. Jacht trafił do portu Rio Gallegos, a gdańszczanin wrócił do kraju.

Zespół Brzegowy Rejsu, który przybył z Polski, wykonał wszystkie niezbędne naprawy i "Gemini 3" był gotowy do powrotu do Europy. Tuż przed wypłynięciem jedna z firm argentyńskich zażądała ponad 300 tysięcy dolarów za rzekome uczestnictwo w "asyście ratowniczej".

Jak podkreśla Roman Paszke, roszczenia firmy są całkowicie bezpodstawne. Przez wiele godzin walczyłem o ocalenie jachtu. Awarię opanowałem we własnym zakresie, natomiast drogą mailową uzgodniłem kwotę ok. 15 tys. dolarów za wprowadzenie "Gemini 3" do portu na rzece Rio Gallegos w asyście holownika, zgodnie z przyjętą praktyką morską - tłumaczy.

Kapitan podkreśla, że po wykonaniu napraw armator jachtu pokrył wszelkie koszty związane z pobytem jednostki w porcie, w tym opłatę za holowanie, łącznie ok. 50 tysięcy dolarów. Zgodnie z lokalnymi procedurami, "Gemini 3" uzyskał ze strony inspektorów argentyńskich pozwolenie na wznowienie żeglugi.

Skąd w takim razie żądanie 300 tysięcy dolarów? Paszke tłumaczy, że w opinii przedstawicieli władz portu oraz ekspertów, może być to próba wyłudzenia haraczu od zagranicznego statku, co podobno zdarza się w tych okolicach bardzo często.

Od strony prawnej problem może być wyjątkowo trudny do rozwiązania. Lokalne władze wydały zakaz opuszczenia portu przez "Gemini 3", a także korzystania z jachtu przez polską załogę. Możliwe, że nie uda się go odzyskać. Uważam, że jest to grabież, bezpodstawny zabór mienia - powiedział kapitan.

"Sprawa może skończyć się w sądzie"

Kapitan żeglugi wielkiej, Markek Błuś, tłumaczy, że ratownictwo życia na morzu jest bezpłatne na mocy konwencji z 1910 roku. Ratownictwo mienia ma natomiast charakter działalności komercyjnej, za co przysługuje wynagrodzenie. Za takie, według eksperta, może być uznane holowanie lub asystowanie, nawet na krótkim odcinku. Błuś uważa, że spór może znaleźć finał w sądzie.

Nie wyklucza tego Tymon Kulczycki, reprezentujący właściciela "Gemini 3". Prawnik podkreśla, że zakontraktowana usługa holownicza została opłacona, natomiast późniejsze żądania argentyńskiej firmy są całkowicie bezpodstawne. Obawia się również, że na skutek przeciągającego się sporu, stojący miesiącami w porcie jacht, zniszczeje.

Kulczycki dodaje, że przedstawiciel gubernatora prowincji Santa Cruz wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji. Jego zdaniem Polacy padli ofiarą nadużycia. Żądania firmy za asystę, holowanie i ratowanie mienia są sprzeczne nawet z prawem argentyńskim - wspomina.

Rozmowy z ambasadorem Argentyny prowadzi polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Jego przedstawiciele podkreślają, że ze względu na niezwykłość przedsięwzięcia, polskie służby zaangażowały się w udzielenie kapitanowi "Gemini 3" ponadstatutowej pomocy.