Małgorzata Andrzejewska przerywa milczenie. Wdowa po generale Andrzeju Andrzejewskim, który zginął w katastrofie samolotu CASA, w rozmowie z reporterem RMF FM opowiedziała, jak naprawdę wyglądała wojskowa pomoc. Nie chciałabym generalizować, że wojsko nie jest pozytywnie do nas nastawione. Są jednak osoby, które głośno mówiły o pomocy dla nas i w dalszym ciągu się wypowiadają (…) a jest to nieprawdą - stwierdziła.
Generałowa powiedziała, że pomoc MON-u dla rodzin ofiar katastrofy samolotu to fikcja. Dzwoniono do nich, gdy były potrzebne do spotkań czy odsłonięcia pomnika. Potem o nich zapomniano. Wszystko musiałyśmy załatwiać same - zaznaczyła wdowa.
Bardzo mnie zaskoczył - tak Andrzejewska odniosła się do rozmowy z generałem Andrzejem Błasikiem, dowódcą wojsk powietrznych, który miał nakłaniać ją i jej córkę, by nie ujawniały tego, jak wojsko traktuje rodziny żołnierzy, którzy zginęli przed rokiem w Mirosławcu. To jest dla mnie wyjątkowa sprawa, skoro pan generał mówi o tym, że jest przyjacielem mojego męża - zaznaczyła. Posłuchaj:
We wtorek w tej sprawie wypowiedziała się Klaudyna Andrzejewska, córka generała. Kto i czego tak bardzo się boi, że jest w stanie posunąć się do tak okrutnych rzeczy, jak straszenie pana Smyczyńskiego, czy próby nacisków na mnie i moją mamę, by nie udzielać się w mediach. Przecież minister Klich obiecał, że nie będzie żadnego zamiatania pod dywan - zapytała.
Informacje o telefonie trafiły już do prokuratury wojskowej w Poznaniu. Zeznania są analizowane przez prokuratorów. Rzecznik prokuratury, pułkownik Zbigniew Rzepa nie wyklucza, że te zeznania, wraz z wcześniejszymi o informacjami zastraszaniu, mogą być tematem osobnego śledztwa.