Długosz ma za złe śledczym, że nie wie, na jakiej podstawie postawiono mu zarzuty. Sobotka jest niewinny i chce wyjaśnienia sprawy. Jagiełło co miał zeznać, zeznał i na pewno nikogo nie ostrzegał. Po dzisiejszych przesłuchaniach w kieleckiej prokuraturze można wysnuć wniosek: nie ma winnych w aferze starachowickiej...

Fakt, iż wszyscy trzej główni bohaterowie afery starachowickiej zjawili się dziś w prokuraturze, mógł oznaczać konfrontację. I większość się tego spodziewała. Naturalnym było, że prokuratura zechce potwierdzić drogę, jaką przebyła tajna informacja. Jednak do trójstronnych konfrontacji nie doszło. Naprzeciwko siebie zasiedli tylko Jagiełło i Sobotka.

Henryk Długosz wyszedł już po 45 minutach. Nie dzwoniłem, nikomu nie kazałem dzwonić i nie miałem o tym bladego pojęcia, że CBŚ prowadzi taką akcję w Starachowicach.

Jagiełło nieco roztargniony stwierdził, iż podczas ostatniego 11-godzinnego przesłuchania powiedział już wszystko i właściwie nie wie, czego chce od niego prokurator.

Z kolei poseł Dziewulski – który niespodziewanie dołączył dziś jako świadek - zapowiedział dziennikarzom, że od niego niczego się nie dowiedzą, bo i prokuratorom nic nowego nie przekazał. Starał się za to żartować: Zakładam jedną rzecz, że prokuratorzy już wszystko badają i ze wszystkimi rozmawiają, podejrzewam, że jeszcze paru tutaj złapiecie polityków.

Poseł Dziewulski nie zasłania własną piersią posłów podejrzanych w aferze starachowickiej. A przyznał kiedyś, że dokładnie zna całą sprawę. Czyżby to jakaś wskazówka?

22:30