Rząd od dawna zapowiada walkę i zaostrzenie kar dla piratów drogowych. Jako marszałek Sejmu Ewa Kopacz obiecywała, że dobierze się do skóry także posłom łamiącym przepisy drogowe. Tymczasem jej kierowcy sami łamią przepisy - twierdzi poniedziałkowy "Fakt".

Rządowa limuzyna z nową premier na tylnym siedzeniu gnała w sobotę przez Warszawę niemal 90 km/h, nie zważając na znaki drogowe i czerwone światło na skrzyżowaniu. Pre­mier spieszyła się do domu.

Czyżby Ewa Kopacz uważała, że jako premier jest zwolniona z obowiązku przestrzegania przepisów na drodze? Chyba tak, bo gdyby w weekend za jej limuzyną jechał radiowóz, policjanci mogliby naliczyć kierowcy lawinę punktów karnych. 

WIĘCEJ O SPRAWIE ZNAJDZIESZ W FAKCIE

Jadąc przez miasto, auto Kopacz rozpędzało się chwilami niemal do 90 km/h. Kierowca niespecjalnie przejmował się ustawowym ograniczeniem do pięćdziesiątki. Niewiele robił sobie także z sygnalizacji świetlnej. Limuzyna przejeżdżała przez skrzyżowania nie tylko na późnym żółtym, ale także na czerwonym. Auto pędziło przez miasto, by jak najszybciej wydostać się z Warszawy.

Gdzie tak spieszyło się pani premier? Oczywiście do domu. Kierowca dociskał pedał gazu także na trasie ekspresowej do Radomia. A jeszcze niedawno, będąc marszałkiem, Kopacz zapowiadała ściganie sejmowych piratów drogowych, którzy zasłaniają się immunitetami.