Policjanci z Katowic złapali sprawcę fałszywego alarmu bombowego. Przez niego trzeba było w piątek ewakuować tysiąc osób z najwyższego biurowca w centrum miasta.

Funkcjonariusze namierzyli 20-latka w jego mieszkaniu w jednym z domów położonych blisko ewakuowanego budynku. Mężczyzna powiedział, że chciał obejrzeć interwencję służb i jadące na sygnale samochody. Teraz siedzi w policyjnym areszcie.

Grozi mu nawet 8 lat więzienia. Sąd może też zdecydować o obciążeniu go kosztami akcji służb ratowniczych. Niewykluczone, że odszkodowań za straty będą się domagali właściciele firm, które mają swoje biura w wieżowcu. Głupi żart może więc sporo kosztować lekkomyślnego 20-latka.

"W budynku jest bomba"


20-latek zadzwonił do miejskiego centrum ratunkowego i oznajmił, że w

budynku handlowo-biurowym przy ulicy Uniwersyteckiej jest bomba. Służby

ratownicze ewakuowały ponad tysiąc osób i przeszukały wieżowiec. Trwało

to kilka godzin, bo trzeba było sprawdzić ponad 60 tysięcy metrów

kwadratowych powierzchni budynku. Na ten czas zamknięta została ulica

Uniwersytecka.

To pierwsze w tym roku w Katowicach zatrzymanie sprawcy tak dotkliwego

społecznie i kosztownego fałszywego alarmu. W ubiegłym roku podobnych

zatrzymań było co najmniej kilka.