W środę mają być znane wyniki kontroli Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w małopolskiej Łysej Górze. Nieoficjalnie mówi się jednak już, że wychowawcy nie mieli doświadczenia w pracy z trudną młodzieżą o kryminalnej przeszłości. W placówce tej doszło do gwałtu na 15-latce i próbie buntu. Teraz kontrolerzy z kuratorium oświaty muszą odpowiedzieć na wiele pytań.

Czy było dobrym pomysłem, aby połączyć dziewczyny i chłopców w jednym ośrodku, mimo że mieszkają oni w dwóch segmentach oddzielnych. Jest to sprawa dyskusyjna, czy ludzie, którzy powołali ten ośrodek, pracownicy, czy stali na wysokości zadania. Czy oferta, która była proponowana tym młodym ludziom, aby ich resocjalizować, to będzie naszym obszarem badania - tłumaczył małopolski kurator Aleksander Palczewski.

Gwałciciel został w poniedziałek aresztowany na trzy miesiące, a trzech pomagających mu nastolatków trafiło do schroniska dla nieletnich. Policja poszukuje jeszcze 17-latki, która uciekła z ośrodka, a uczestniczyła w gwałcie.

Do dramatu piętnastoletniej wychowanki ośrodka doszło w piątek. Dziewczyna kilkanaście godzin później sama zawiadomiła o gwałcie. Nie wiadomo, co robili w tym czasie opiekunowie i dlaczego nikt wcześniej nie zorientował się, co się stało.

Po gwałcie na piętnastolatce dyrekcja ośrodka podjęła decyzję o odizolowaniu dziewczyn i chłopców, mieszkających w jednym budynku. Wtedy dziewczyny wszczęły bunt. Rozbijały szyby, rzucały koszami, groziły opiekunom. Cztery najbardziej agresywne wychowanki trafiły do domu dziecka w Krakowie.