Wyspy Karaibskie i zachodnie wybrzeża Ameryki mogą zostać całkowicie zalane przez gigantyczną falę - tsunami. Taką teorię wysuwają wspólnie brytyjscy i amerykańscy naukowcy. W artykule, jaki ukazał się na łamach wydawnictwa Geophysical Research Letters, uczeni opisują katastroficzny w skutkach wybuch wulkanu na Wyspach Kanaryjskich. Mógłby on doprowadzić do osunięcia się w morze części wyspy La Palma.

Osunięcie się do morza skały o objętości 500 kilometrów sześciennych doprowadziłoby do powstania gigantycznej fali. Ruszyła by ona w stronę zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych z zawrotną prędkością. Po sześciu godzinach wielka woda dotarłaby do Nowego Jorku i Brazylii, a po dziewięciu uderzyłaby w Florydę. Skutki takiej katastrofy łatwe są do przewidzenia. Pięćdziesięciometrowej długości fala wdarłaby się w głąb lądu co najmniej na 10 kilometrów niszcząc wszystko na swojej drodze. Nie mniej groźne w skutkach fale dotarłyby też do Afryki i nawet Wielka Brytania chroniona nieco przez wybrzeża Portugalii mogłaby spodziewać się ataku 12-metrowej ściany morza. Na szczęście nic nie wskazuje na to, by do katastrofy doszło w ciągu najbliższych 100 lat. Naruszenie podstawy geologicznej Wysp Kanaryjskich musiałoby być wynikiem kilkukrotnej erupcji wulkanu, a te zdarzają się niezmiernie rzadko.

Temat tsunami sam w sobie jest powracającą falą. Prasa naukowa już po raz kolejny publikuje artykuły o szalejącym morzu. Tymczasem wyspy Kanaryjskie spokojnie prowadzą działalność turystyczną. Na rozżarzonym kraterze wulkanu znajdującego się na Lanzarote, można na przykład upiec sobie kurczaka.

13:25