1 listopada to czas kiedy tradycyjnie odwiedzamy cmentarze, zapalamy świece na grobach. Ale są i inne cmentarzyska - mroczne i tajemnicze, odwiedzane nie przez wyciszonych pielgrzymów, a przez łowców przygód.

Podwodne nekropolie rozsiane są po całym świecie. To zbiorowe mogiły na trudno dostępnych dnach mórz i oceanów - "Titanic", "Heweliusz", "Kursk" - miejsca spoczynku ofiar katastrof. Te podwodne cmentarze są systematycznie likwidowane. Wiele państw decyduje się na wydobycie wraków zatopionych statków na powierzchnię. Powiedzmy szczerze - często z powodów komercyjnych - bo takie wraki to turystyczna atrakcja. Ale czy nie wypadałoby tych miejsc traktować z większą wrażliwością - właśnie jako grobowców. Czy wydobywanie zatopionych jednostek nie narusza spokoju tragicznie zmarłych? "Sens wyciągania wraków istnieje tylko w jednym przypadku - kiedy wrak leży w miejscu, w którym przeszkadza. Myślę, że należy zostawić je w spokoju, bowiem w przekonaniu marynarzy taki statek żyje. Najbardziej znanym statkiem-cmentarzyskiem na naszych wodach terytorialnych jest "Wilhelm Guslof". Była to jedna z większych katastrof - około 5 tysięcy ludzi straciło życie. Trzeba jeszcze wspomniec o i "Estonii" i "Heweliuszu", na który wręcz jeżdżą wycieczki" - mówił kapitan szczecińskiego statku, wykorzystywanego do poszukiwania takich wraków. Posłuchaj relacji reportera radia RMF, Michała Szpaka:

Zjawisko się potęguje, bo w grę wchodzą pieniądze. W gazetach pojawiają się ogłoszenia firm, które proponują wycieczki na przykład do wraku "Heweliusza" za jedyne 120 złotych...

12:45