Równo 10 lat temu, przy sztormie dochodzącym do 9 stopni w skali Beauforta, zatonął prom „Jan Heweliusz” z 55 osobami na pokładzie. Ocalało 9 marynarzy. Wrak jednostki spoczywa w Zatoce Pomorskiej, 19 mil od brzegów wyspy Rugia, na głębokości 25 metrów.

Katastrofa „Heweliusza” była jedną z największych w historii Polski, jednak do dziś nie wiadomo, dlaczego prom poszedł na dno. W ciągu 10 lat, jakie minęły od tragedii dużo mówiło się o błędach popełnionych podczas akcji ratunkowej, o lekceważącym podejściu do stanu technicznego promu.

Berliński korespondent RMF rozmawiał z doktorem Norbertem Matthesem, który był jednym z ratowników uczestniczących w akcji. Doktor Matthes przyznaje, że na początku panował chaos. Później akcja ratunkowa przebiegała już sprawnie.

To była na szczęście taka pora dnia, w trakcie której była jeszcze nocna zmiana, a do pracy przyszli akurat ratownicy i lekarze na dzienną zmianę. Tak więc, mniej więcej do godziny 6.30, mieliśmy podwójną obsadę. Ważnym elementem były rezerwy sił, działające w sytuacjach kryzysowych. Zostały one świeżo włączone do nowego systemu działającego na terenie zachodnich Niemiec. I to wszystko na szczęście zadziałało - powiedział Norbert Matthes. O akcji ratowniczej posłuchaj w relacji reportera RMF Piotra Lichoty:

Huragan „Junior” wiejący z prędkością ponad 80 węzłów zaatakował, gdy „Heveliusz” znajdował się w pobliżu niemieckiej wyspy Rugia. Prom nie wytrzymał naporu gigantycznych fal, przechylił się i przewrócił. Zginęło 55 osób - 35 pasażerów i 20 członków załogi. Udało się uratować tylko 9 marynarzy. Sąd uznał, że winny był kapitan, który zginął w katastrofie. Potem jednak Odwoławcza Izba Morska w Gdyni stwierdziła, że prom w ogóle nie powinien wypływać z portu, ponieważ był uszkodzony. Najbardziej prawdopodobną przyczyną przewrócenia się i zatonięcia jednostki było - zdaniem OIM - przesunięcie się ładunków, przelanie się wody w zbiornikach balastowych, wdarcie się wody zaburtowej na pokłady, co spowodowało, że "Heweliusz" przewrócił się stępką do góry.

Kilka dni po orzeczeniu, pełnomocnik rodzin ofiar tragedii wniósł o wznowienie śledztwa w sprawie katastrofy. Według mecenasa Remigiusza Szulczewskiego odpowiedzialność ponosi armator promu, gdyż wiedział o złym stanie technicznym statku i nie zareagował.

Wyjaśnień żądają wdowy po marynarzach, które chcą się dowiedzieć, czy proces w Polsce prowadzono tak, aby ukryć prawdziwe przyczyny tragedii. Już za trzy dni ich skargą przeciwko polskiemu rządowi zajmie się Europejski Trybunał Praw Człowieka w Starsburgu. Skarżący twierdzą, że odmówiono im w Polsce prawa do rzetelnego i bezstronnego procesu przed niezależnym sądem. Więcej o tej sprawie wie nasz paryski korespondent, Marek Gładysz. Posłuchaj:

Według ekspertów wyrok może zapaść nawet za kilka miesięcy.

22:50