"Chilijczycy są nieustępliwi i skuteczni, a to może być klucz do sukcesu w meczu z gospodarzami" - mówi przed pierwszym meczem 1/8 mistrzostw świata Piotr Świerczewski. W rozmowie z RMF FM były reprezentant Polski zachwyca się też Neymarem i Messim oraz przebudowaną reprezentacją Francji.

Kacper Merk, RMF FM: Zaskoczył pana pogrom drużyn z Europy w pierwszej fazie mundialu?

Piotr Świerczewski: I tak, i nie. Z jednej strony jeszcze przed mundialem mówiło się, że w tamtejszym klimacie najlepiej będą się czuły drużyny z Ameryki Południowej, ale z drugiej - przecież wszyscy Ci piłkarze, bez względu na narodowość i tak grają na co dzień w Europie, więc wszyscy musieli się jakoś aklimatyzować. Kluczową kwestią jest tu chyba motywacja. Niektóre europejskie drużyny wyglądały tak, jakby pojechały do Brazylii na wakacje, pozwiedzać plaże w Rio De Janeiro, Sao Paulo czy Porto Alegre. Okazało się, że Ameryka Południowa jest bardzo gościnna dla turystów, ale dla piłkarzy już niekoniecznie.

Fazę pucharową otwiera mecz Brazylii z Chile. Czy pana zdaniem Chilijczycy mogą sprawić niespodziankę?

Brazylia na pewno będzie miała ciężko - Chilijczycy są nieustępliwi, a to, co ich wyróżnia, to indywidualne krycie na całym boisku. To reprezentacja, która nie boi się twardej gry; lubią zderzyć się z rywalem, ale nawet po upadku szybko wstają i walczą dalej, bo są znakomicie przygotowani fizycznie. Oczywiście, można się przyczepić, że nie grają efektownie, że nie strzelają pięknych bramek, ale jednak robią to całkiem nieźle. W fazie pucharowej liczy się już tylko skuteczność, a nie wrażenia estetyczne

Kluczem do sukcesu będzie chyba powstrzymanie Neymara, który w reprezentacji gra o niebo lepiej niż w Barcelonie?

Moim zdaniem on ten rok poświęcił na aklimatyzację w klubie, w którym na dodatek jest też Messi i inne wielkie gwiazdy futbolu, dlatego nie ma co oceniać jego przydatności po jednym sezonie. To widać w reprezentacji, gdzie Neymar czuje się świetnie i jest niekwestionowaną gwiazdą. Proszę zauważyć, że w kadrze wszyscy grają na niego, a i on sam na wiele więcej zadań, niż w klubie - cofa się po piłkę, próbuje rozgrywać, a przede wszystkim doskonale bawi się na boisku. Po tym, co pokazuje na tym mundialu, można się nim tylko zachwycać, bo Brazylia to w tej chwili przede wszystkim on.

Wywołał pan Messiego. Argentyńczyk na mundialu wreszcie stanowi o sile swojej reprezentacji.

Można powiedzieć, że wreszcie jest dla tej kadry tym, kim był dla niej Maradona, czy dla Francji w 1998 roku był Zidane. Oni grali w dobrych drużynach, ale potrafili dołożyć do nich coś wyjątkowego, szczyptę kunsztu i wirtuozerii; to samo robi dziś Messi, dzięki czemu Argentyna jest jednym z czterech realnych faworytów do medalu - stawiam ich na równi z Brazylią, Holandią i Francją.

Trójkolorowi zaskoczyli na plus?

Zdecydowanie! Widać, jak wiele dał im dopływ świeżej krwi. W dwóch pierwszych meczach grali szybko, widowiskowo i ofensywnie; w tym trzecim już trochę gorzej, ale pamiętajmy, że Didier Deschamps dał tam zagrać kilku rezerwowym. Zresztą osoba szkoleniowca też jest bardzo ważna w ich układance - to człowiek, który jako piłkarz wznosił Puchar Świata w 1998 roku, a teraz potrafił zaszczepić w swoich podopiecznych mentalność zwycięzców. Może jeszcze nie wygrają mundialu, ale ten zespół będzie się rozwijał i nabierał doświadczenia, tak że za dwa lata na mistrzostwach Europy u siebie będzie głównym faworytem do tytułu.

Paradoksalnie, Francja tak dobrze radzi sobie bez Ribery'ego i Nasriego.

Moim zdaniem ich nieobecność właśnie pomaga Francuzom, bo z nimi graliby w sposób bardziej przewidywalny. Gdyby na boisku był Ribery, to w trudnych momentach pewnie oglądaliby się na niego, a tak muszą brać odpowiedzialność na siebie. Brak jednego, zdecydowanego lidera jest atutem reprezentacji Francji - ich siłą jest właśnie zespołowość.