Ryszard Czarnecki (PiS) został odwołany z funkcji wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Oznacza to między innymi, że nie będzie już mógł reprezentować Parlamentu w imieniu jego przewodniczącego ani przewodniczyć obradom plenarnym. Decyzja w tej sprawie zapadła większością 447 głosów za przy 196 przeciw. Głosowanie było tajne. "Dochowałem wierności moim poglądom, podtrzymuję mój negatywny stosunek do polityków skarżących się na Polskę do zagranicznych mediów" - powiedział Czarnecki w rozmowie z PAP.

Gdyby przeciwko wnioskowi o odwołanie zagłosowało 18 europosłów to Czarnecki pozostałby na stanowisku. Różnica nie jest więc aż tak przytłaczająca. Gdyby w obliczaniu 2/3 głosów uwzględniono głosy wstrzymujące się, to wniosek o odwołanie Czarneckiego by przepadł.

Charakterystyczne, że dopiero interpretacja regulaminowa, zmiana reguł gry ostatniej nocy przed głosowaniem spowodowała, że przeciwnicy Polski zyskali 2/3 głosów - podkreślił Czarnecki w pierwszym komentarzu udzielonym po dymisji.

Czarnecki jeszcze przed głosowaniem mówił, że zdaje sobie sprawę, że "przeciwnicy Polski" mają większość w PE. Mam spokojne sumienie, bo swoich obowiązków wobec kraju dopełniłem - podkreślał.

Liderzy największych frakcji deklarowali wcześniej, że w miejsce Czarneckiego poprą innego kandydata PiS na stanowisko wiceszefa europarlamentu, którego uzgodni frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. 

Wybory nowego wiceprzewodniczącego odbędą się na przyszłej sesji Parlamentu Europejskiego. 

Zamieszanie ws. sposobu głosowania nad odwołaniem Ryszarda Czarneckiego

Przed głosowaniem doszło do zamieszania w sprawie sposobu głosowania nad odwołaniem Ryszarda Czarneckiego. W nocy służby PE rozesłały maila do wszystkich eurodeputowanych precyzując jakie przepisy będą zastosowane podczas głosowania - ustaliła nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska - Borginon. Zdaniem eurodeputowanych PiS chodziło o to, żeby była pewność, że Czarnecki zostanie odwołany.

W rozesłanym mailu służby PE poinformowały, że głosy wstrzymujących się nie będą się liczyć czyli, że konieczne do odwołania Czarneckiego 2/3 będą liczone tylko od głosów "za" lub "przeciw".  

Artykuł 21 Regulaminu PE mówi: "Parlament stanowi w sprawie tego wniosku większością dwóch trzecich oddanych głosów stanowiącą większość całkowitej liczby posłów do Parlamentu". Do tej pory nikt tego w ten sposób nie precyzował. 

Rzecznik PE i przedstawiciele grup politycznych mówili dziennikarzom jeszcze 1 lutego, że będzie "głosowanie większością dwóch trzecich oddanych głosów". Głos "wstrzymujący się" to także głos "oddany" - powiedział jeden z rozmówców RMF FM. 

Zdaniem rozmówców dziennikarki RMF FM z grupy Europejskich Konserwatystów, uwzględnienie głosów wstrzymujących się mogłoby poprawić wynik na korzyść Czarneckiego. Służby PE postanowiły jednak w nocy doprecyzować sposób głosowania. Zdaniem eurodeputowanych PiS - na niekorzyść Czarneckiego. 

Z ustaleń dziennikarki RMF FM wynika jednak, że tajne głosowania w sprawie kandydatów na stanowiska nie uwzględniały głosów wstrzymujących się. Przy głosowaniach tajnych w wynikach tych głosowań nie ma w ogóle informacji kto się wstrzymał, są tylko głosy nieważne, a więc rzeczywiście w takim przypadku głosy "wstrzymujące się" nie liczą się do ustalenia wyników - powiedział ekspert w PE.  

Sprawa sposobu głosowania w przypadku Czarneckiego jest precedensowa. Nigdy nie głosowano nad odwołaniem wiceprzewodniczącego, dlatego takie emocje budzi sama procedura. 

Legutko przeciw procedurze nieuwzględniania głosów wstrzymujących się

Szef delegacji PiS w PE Ryszard Legutko tuż przed głosowaniem próbował przekonywać, że proponowana procedura głosowania jest niezgodna z Regulaminem Parlamentu Europejskiego. 

Legutko (PiS) wnioskował, by "z szacunku dla demokracji parlamentarnej" podczas liczenia głosów wziąć również pod uwagę głosy wstrzymujące się, a nie tylko te oddane za lub przeciw.

Zdaniem Legutki, ustaloną praktyką w PE jest liczenie i podawanie do wiadomości głosów wstrzymujących się. Za dodatkową nieprawidłowość Legutko uznał fakt, że Czarneckiemu nie pozwolono bronić swoich racji na sesji plenarnej parlamentu.

Sugestie te zostały odrzucone przez przewodniczącego PE Antonio Tajaniego, który argumentował, że przy głosowaniu nad odwołaniem Czarneckiego zastosowano procedurę analogiczną jak w przypadku głosowań obowiązujących przy wybieraniu przewodniczących, wiceprzewodniczących i kwestorów PE.

W podobnym tonie wypowiedział się brytyjski socjalistyczny poseł Richard Corbett, który był autorem przepisów regulujących tego typu głosowania; jego zdaniem interpretacja Tajaniego jest tym przypadku właściwa.

W pierwszej połowie stycznia liderzy czterech grup politycznych w PE (chadeków, socjalistów, liberałów i zielonych) napisali list do szefa europarlamentu Antonio Tajaniego, domagając się odwołania Czarneckiego z funkcji wiceszefa PE w związku w tym, że porównał on europosłankę PO Różę Thun do szmalcownika. Była to reakcja na jej wystąpienie w krytycznym wobec działań polskich władz reportażu francusko-niemieckiej telewizji Arte. Jak tak dalej pójdzie, w Polsce nastanie dyktatura, ale my nie zgodzimy się na to - wypowiedziała się w materiale Thun.

Wiceszefowa Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Sandra Kalniete tłumaczyła wcześniej, że decyzja kierownictwa PE wynika z indywidualnego zachowania Czarneckiego i "mowy nienawiści", którą się posłużył. Przypominała, że członkowie EPL głosowali za Czarneckim, gdy był wybierany na wiceprzewodniczącego PE, pokładając w nim zaufanie, ale - jej zdaniem - pokazał on, że na nie zasługiwał.

(ph)