Uczeni australijscy planują stworzenie elektrowni "wietrznej", unoszącej się około 12 km nad powierzchnią Ziemi.

Bryan Roberts, inżynier z Uniwersytetu Zachodniego w Sydney obmyślił sobie, jak spożytkować wiatr wiejący 8-12 kilometrów nad Ziemią. Chce zbudować elektrownię, która wykorzystywałaby wiatry z wyższej części atmosfery. Planowana jest budowa „wietrznej fabryki” dającej prąd o mocy setek megawatów - jak przeciętna naziemna elektrownia. Stacja taka miałaby się składać z 10 wiatraków rozmieszczonych co kilometr, które wyniesione byłyby do góry na specjalnych balonach.

Elektrownia ma się rozciągać na długości do 28 km. Energia z powietrznych wiatraków ma być przekazywana za pomocą kabli aluminiowych, dochodzących do specjalnie skonstruowanej, naziemnej sieci elektrycznej. Można ją będzie obniżać lub podnosić (w razie bardzo silnej burzy lub gdy okaże się, że strumień powietrza jest w innym miejscu silniejszy), a nawet - jeśli zajdzie potrzeba - stosunkowo łatwo "przesunąć".

Na razie pomysł Robertsa wzbudza kontrowersje. Piloci samolotów obawiają się urządzeń zawieszonych na tak dużej wysokości. Sprzeciw wyraziła także organizacja CASA (Civil Aviation Safety Authority) przypominając, że dozwoloną w Australii wysokością, na której mogą unosić się "uwiązane" do Ziemi obiekty wynosi 100 m. Roberts, usiłuje przekonać do swoich planów rząd i inne organizacje, proponując wykorzystanie 200 km przewodów latającej elektrowni do umieszczania tam np. anten.

15:00