Oszuści wyłudzają deficytowe, refundowane leki na podrabiane recepty. To nowy proceder - alarmują aptekarze. Tylko na Pomorzu straty w ciągu kilku miesięcy przekroczyły 200 tysięcy złotych. NFZ przyznaje, że z każdym miesiącem są coraz większe.

Tylko w ostatnich tygodniach policja w Gdyni dostała trzy zgłoszenia o tego typu oszustwach. Funkcjonariusze z Gdańska badają aktualnie dwa podobne przypadki. Chodzi między innymi o insulinę, paski do mierzenia poziomu cukru, leki rozrzedzające krew czy wziewne leki astmatyczne. Takie, których brakuje i w aptekach i w hurtowniach.

Są to leki deficytowe. Występują często braki w hurtowniach i są to leki obecnie reglamentowane. Często pacjentom nie możemy podać nawet przybliżonego terminu, kiedy dane leki będą dostępne. Są takie przypadki, że pacjenci informują nas o tym, że to kolejna odwiedzona przez nich apteka, w której brakuje ich leku
- mówi pracownik jednej z aptek w Trójmieście.

Potwierdzają to także inni aptekarze. Przyznają, też że wyłudzenia deficytowych leków na podrabiane recepty to dla nich nowe zjawisko. Wcześniej fałszywki oczywiście też się zdarzały, ale dotyczyły głównie psychotropów, leków przeciwbólowych czy hormonów anabolicznych. Aptekarze podejrzewają, że oszuści refundowane leki zdobywają w wielu różnych aptekach, a potem albo sprzedają na czarnym rynku w Polsce, albo nawet wywożą za granicę i zbywają po wielokrotnie wyższej cenie.

Sfałszowane recepty trudno rozpoznać



Problem polega między innymi na tym, że fałszywe recepty trudno jest rozpoznać. Są podrobione tak dobrze, że nie wychwytują tego komputerowe systemy, z których aptekarze korzystają przy sprzedaży leków refundowanych. Według aptekarzy oszuści mają także dostęp do numerów niezrealizowanych jeszcze recept. W jednej z gdańskich aptek oszustwo udało się wykryć przypadkowo. Pracująca tam kobieta miała wątpliwości co do treści recepty, konkretnie rodzaju jednego z leków. Dlatego skontaktowała się z lekarzem, który rzekomo wystawił receptę pacjentowi.

Pani magister podała mi nazwisko tego pacjenta. Byłem akurat w gabinecie, sprawdziłem od razu w kartotece. Okazało się, że nie mam takiego pacjenta. Zacząłem wypytywać, co to za leki, jaki to pacjent, z jakiego dnia. Okazało się, że taki pacjent w ogóle nie figuruje w moim rejestrze. To nie mogła być moja recepta, z mojej praktyki. Doszliśmy do wniosku, że musi być podrobiona - opisuje doktor Wojciech Wieczorek z Gdyni. Jeszcze w trakcie telefonicznej rozmowy osoba, która chciała zrealizować receptę... uciekła z apteki. 

NFZ nie informuje aptekarzy

Co ciekawe, oszuści użyli na niej danych różnych lekarzy o tym samym imieniu i nazwisku. Wykorzystali numer prawa do wykonywania zawodu doktora prowadzącego swoją praktykę na Mazowszu. Ale z kolei adres praktyki lekarskiej jest gdyński. Czyli mój jak gdyby. Nastąpiło więc wymieszanie pewnych danych osobowych, zarówno działalności jak i lekarskich. To połączenie kilku faktów, które w sumie składały się na prawdopodobny obraz. Wszystko jednak sprowadziło się do jakiegoś tam wyłudzenia leku dla osób do tego nieuprawnionych - mówi Wieczorek. Aptekarze przypuszczają, że to właśnie wymieszanie danych, może utrudniać wychwycenie fałszywej recepty przez system.

W pomorskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia przyznają, że zjawisko podrabianych recept na leki deficytowe obserwują od kilku miesięcy. Pierwsze realizacje wątpliwych co do autentyczności recept miały miejsce pod koniec 2014 roku, niemniej w ostatnich miesiącach to zjawisko bardzo mocno przybrało na intensywności - mówi Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego NFZ. Dodaje, że fałszywe recepty na trudno dostępne leki realizowane są nie tylko w Trójmieście, ale i na całym Pomorzu. Zjawisko fałszowania recept, nie jest czymś nowym, jednak dotychczas dotyczyło ono preparatów psychotropowych, czy przeciwbólowych. Dotychczas nie występowało ono na, aż tak ogromną skalę jak obecnie - mówi Szymański.

Straty w każdym kolejnym miesiącu są wyższe. Ich łączna kwota od listopada do maja przekroczyła już 200 tysięcy złotych. To dane tylko z Pomorza. Skala strat w całym kraju może sięgać nawet kilku milionów złotych. Zwłaszcza, że fałszowane recepty spełniają wymagania stawiane przez rozporządzenie Ministra Zdrowia w sprawie recept lekarskich. W pomorskim NFZ przyznają, że wychwycenie fałszywek przez system jest możliwe tylko... raz na dwa tygodnie.

Każda apteka pracuje na swoim własnym systemie komputerowym, który jest niezależny od systemu informatycznego NFZ. Fundusz dopiero na etapie przekazywania informacji o zrealizowanych receptach, może wskazać i wychwycić te fałszywe. Dzieje się tak dwa razy w miesiącu w trakcie przekazywania  danych z aptek do NFZ, a nie w chwili realizacji podejrzanej recepty, kiedy osoba realizująca przebywa w aptece - tłumaczy Szymański.

Co ciekawe aptekarze, z którymi rozmawialiśmy, o śledztwie w sprawie fałszywek dowiedzieli się o niej od naszego reportera. To oburzające, że NFZ wie o przestępstwach, powiadomił o nich nawet prokuraturę, ale nie powiadomił nas! Przecież wystarczyło ostrzec, że na takie i takie leki trzeba zwracać szczególną uwagę i weryfikować receptę ręcznie. To na pewno zmniejszyłoby starty - mówi właścicielka jednaj z aptek w Sopocie.

Podobne zdanie ma pracownik gdyńskiej apteki. Niestety nie dostaliśmy takiej informacji z NFZ. Tylko pocztą pantoflową dowiedziałem się, że występują fałszywki na tego rodzaju leki. Nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej informacji. My tu jednak cały czas sprzedajemy leki. Powinniśmy o tym wiedzieć, bo to są straty - w skali kraju - myślę, że kolosalne - mówi mężczyzna.

Pomorski NFZ: Aptekarz wie, gdzie szukać informacji o fałszywkach

Z takim stawianiem sprawy przez aptekarzy nie zgadzają się w pomorskim oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak informują urzędnicy, informacje o fałszywkach pojawiały się w tak zwanym portalu świadczeniodawców, którego fundusz używa między innymi do kontaktu z aptekarzami. W ostatnich miesiącach dane o fałszywych receptach były zamieszczane w sumie 15 razy.

Tam systematycznie zamieszczany informacje o tych receptach, co do których jest już 100 proc. pewność, że zostały sfałszowane. Tam znajdują się informacje o leku, lekarzu czy sfałszowanej pieczątce lekarza. Jednym słowem są to informacje aptekarzowi niezbędne do tego, żeby wyciągać pewne wnioski. Przecież aptekarz - jako fachowiec - doskonale się orientuje jakiego typu leki mogą ewentualnie być, mówiąc kolokwialne, na topie jeśli chodzi o fałszerstwa - mówi Mariusz Szymański.

Dodaje, że zbyt precyzyjne informacje o fałszerstwach mogłoby spowodować odwrotny efekt, bo nie można wykluczyć, że osoby fałszujące recepty także mają dostęp do tych samych informacji co aptekarze.

Otóż potencjalni przestępcy zaczną być ostrożni i zmienią swój sposób działania. A tak jest tutaj - jeśli chodzi o organy ściąganie - pole do popisu, żeby szybko takich przestępców identyfikować i wyciągać konsekwencje - stwierdza Szymański.   

(abs)