Bydgoska policja prowadzi intensywne śledztwo w sprawie sobotniego wypadku na terenie jednej ze stacji transformatorowych. Podczas zabawy porażona prądem została czwórka nastolatków. Najciężej ranny 16-letni chłopiec zmarł wczoraj przed południem w szpitalu. Dwoje innych dzieci jest nadal pod opieką lekarzy. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Czy tragedii można było uniknąć i czy stacja transformatorowa, na której bawiły się dzieci, była dobrze zabezpieczona, stara się ustalić policja. Zakład energetyczny nie ma sobie nic do zarzucenia. Stacja była ogrodzona a na płotach wisiały tabliczki, które wyraźnie ostrzegały o niebezpieczeństwie - twierdzą pracownicy energetyki. Policja ustaliła, że czwórka dzieci dostała się na teren stacji przechodząc przez płot. Tam najstarszy chłopiec dotknął zwisającego przewodu, który był pod napięciem. Wszystko wskazuje na to, że był to tragiczny wypadek, którego przyczyną była nieodpowiedzialność dzieci: "Jeżeli ktoś z nas jest świadkiem niewłaściwych zachowań dzieci - reagujmy na to, powiadamiajmy właściwe służby: policję, straż miejską, ewentualnie straż pożarną. Może unikniemy takich tragedii w przyszłości" - apelował podkomisarz Jacek Krawczyk. Świadkowie przedwczorajszego wypadku twierdzą, że stacja transformatorowa często była placem zabaw dzieci. Tym razem ta zabawa skończyła się tragicznie. Posłuchaj relacji reportera radia RMF FM Marcina Friedricha:

foto RMF FM

05:30