1 września 1939 r. w obronie Poczty Polskiej w Gdańsku zginęło sześciu jej pracowników. Inni na mocy wyroku sądu wojennego zostali rozstrzelani na gdańskiej Zaspie. Dziś ich rodziny dostaną wreszcie odszkodowania.

Nierówna walka, gwałt, bezprawie, natychmiastowe egzekucje – to wszystko wydarzyło się podczas obrony Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku na początku II Wojny Światowej. Po sześćdziesięciu jeden latach od rozstrzelania przez Niemców obrońcoe Poczty Gdańskiej, ich rodziny dostały wreszcie odszkodowania. Stało się to w dwa lata po unieważnieniu przez sąd wyroków śmierci wydanych na trzydziestu ośmiu pocztowców. Niemiecki sąd uznał, że za mord sądowy należy się rodzinom rozstrzelanych zadośćuczynienie. Dziś w samo południe w Ratuszu Głównego Miasta w Gdańsku odbyło się uroczyste przekazanie czeków. Czeki, w wysokości od pięciu do dziesięciu tysięcy marek, odebrało ponad 70 osób. Ze względu na podeszły wiek nie wszystkim udało się dotrzeć do Gdańska. Jeszcze trzy lata temu nikt z rodzin obrońców Poczty Polskiej w Gdańsku nie wierzył, że nadejdzie taki dzień jak dzisiaj: „Bo chciałbym tak szczerze powiedzieć, że nie dowierzałem, że to w ogóle kiedykolwiek zostanie tak załatwione. Znając po prostu niemieckie prawo i niemieckie działanie w tym kierunku. Duża radość, a głównie satysfakcja, że pewien etap w moim osobistym życiu, jak i moich dwóch braci zostaje zamknięty” -powiedział jeden z uczestników uroczystości. "I nie chodzi o pieniądze. Najważniejsza jest satysfakcja, że wydarzenie sprzed sześćdziesięciu jeden lat uznane zostały za zbrodnię. Że niemiecki sąd nie miał prawa wydać wyroku śmierci" - dodali członkowie rodzin gdańskich pocztowców. "Jest to namiastka przyzwoitości po wielu latach, bo trudno tu mówić o sprawiedliwości" -mówiła córka jedynej żyjącej wdowy po rozstrzelanym pocztowcu. Część potomków ofiar miała zastrzeżenia co do wysokości odszkodowania. "Strona niemiecka zastosowała w tym miejscu trochę szantażu. Był bowiem warunek, że jeżeli choć jedna osoba nie zgodzi się na proponowaną kwotę, to nikt nie dostanie pieniędzy" – powiedziała Henryka Flisykowska-Kledzik, córka zastępcy dowódcy obrony Poczty Polskiej w Gdańsku.

Przypomnijmy: droga do odszkodowań dla pocztowców była bardzo długa. Niemieckie wladze, nawet po wyroku sądu, piętrzyły przeszkody, by nie wypłacić pieniędzy rodzinom zamordowanym. W sprawę zaangażoli się m.in. prawnicy niemieccy i polscy. Andrzej Remin i Hans Juergen Groth odkryli w archiwach ustawę wydaną przez Adolfa Hitlera 1 września 1939 r. Według niej, obywatele Wolnego Miasta Gdańska stawali się automatycznie obywatelami III Rzeszy. Oznacza to, że niemiecki sąd dokonał mordu sądowego na swoich obywatelach a więc niemieckie państwo jest odpowiedzialne za bezprawne czyny swoich urzędników. W świetle niemieckiego prawa, państwo musi za to wypłacić odszkodowania. Miesiąc temu sąd przyznał odszkodowania rodzinom poległych bohaterów.

foto Kamil Szyposzyński RMF FM Trójmiasto

12:47