Nie ma cudownej recepty na oszczędzanie. By ograniczyć dług publiczny, który co minutę rośnie o kolejne 100 tysięcy złotych, trzeba dwa razy oglądać każdą złotówkę. Jak mówi prof. Witold Orłowski w rozmowie z dziennikarką RMF FM, oszczędności trzeba szukać dosłownie wszędzie.

Witold Orłowski: Nie ma takiego miejsca, gdzie leżałoby po prostu 10 miliardów złotych albo 20, o których ktoś zapomniał. Wszędzie każda złotówka, którą budżet państwa wydaje, do kogoś trafia. Jeśli próbować z tej złotówki chociaż jeden grosz zabrać, to ten ktoś, kto go dostawał, natychmiast zorganizuje protesty, demonstracje - zacznie wykazywać, jak to państwo się załamie, jeśli on tego gorsza nie dostanie. Więc każde ograniczenie oszczędności w budżecie, to jest za każdym razem walka.

Agnieszka Witkowicz: Ale gdzieś tych oszczędności trzeba poszukać?

Witold Orłowski: Są dziedziny, gdzie wiemy, że oszczędzać się nie da i nawet nie należy. Co nie znaczy, że wydajemy dobrze pieniądze. Na przykład wydatki na kulturę nie powinny być w żadnym razie obniżane. Natomiast są dziedziny, gdzie oczywiście można szukać oszczędności.

Agnieszka Witkowicz: O jakich dziedzinach mowa?

Witold Orłowski: Ja na przykład uważam, że wszelkie zasiłki poza rentami i emeryturami, które są w systemie ubezpieczeniowym. Wszelkie zasiłki różnego typu, na przykład rodzinne, becikowe, pogrzebowe, itd., powinny być wypłacane według tzw. kryterium dochodowego. Czyli krótko mówiąc, przysługiwać tylko osobom, które mają niskie dochody. W sytuacji, kiedy nie ma tych pieniędzy, trzeba zadać sobie pytanie, na co musimy je wydawać, a na co nie musimy.