Ekonomiści, z którymi rozmawiała reporterka RMF FM, nie zostawiają suchej nitki na rządowych propozycjach zmian w systemie emerytalnym. Nasza składka do OFE ma zostać zredukowana. Większość pieniędzy będzie trafiać do ZUS-u. Odkładane pieniądze będą waloryzowane o średnią nominalnego wzrostu PKB, czyli z dodaniem inflacji, z ostatnich pięciu lat.

To oddech na krótką metę, a nie gwarancja stabilności finansów publicznych. Do tego potrzebne jest systematyczne obniżanie wydatków , inaczej nie przejdziemy przez następny kryzys - mówi ekonomista Jakub Borowski. Rząd musi brać pod uwagę sytuację, w której za trzy, cztery lata gospodarka zwolni wyraźnie. To będzie oznaczało konieczność kolejnych dostosowań. Przede wszystkim rząd musi oszczędzać, trzymać wydatki w ryzach. Rząd musi się zachować jak gospodarstwo domowe, które uwzględnia nie tylko swoją bieżącą sytuację i szuka prostych rezerw, ale zaczyna myśleć o swoich finansach w dłuższej perspektywie uwzględniając możliwość pogorszenia sytuacji - dodaje.

Nie będzie już z czego ciąć, więc trzeba będzie podnosić podatki. Stracimy podwójnie. Bo po proponowanych przez rząd zmianach nasze emerytury będą niższe - wylicza Ewa Lewicka z Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Pan minister bardzo optymistycznie założył tempo wzrostu PKB dla Polski. Sformułowanie racjonalna korekta systemu emerytalnego jest zgrabnym opakowaniem, czegoś co można by nazwać dramatyczną zmianą. Pan minister nie ukrywa faktu, że jedynym powodem , dla którego ta zmiana jest robiona, jest kondycja finansów publicznych państwa - podkreśla Lewicka.

Jej zdaniem, po roku 2020 Polska będzie się rozwijać dużo wolniej, a to znaczy, że wolniej będą rosły też nasze składki gromadzone na subkontach w ZUS.