Dyrektor generalny Fiata Sergio Marchionne z wielkim uznaniem mówił o fabryce koncernu w Tychach. Słowom zachwytu nad fabryką w Polsce towarzyszyła w wywiadzie telewizyjnym krytyka włoskich zakładów firmy. Wywiad ten wywołał burzę.

W wywiadzie dla telewizji RAI Marchionne powiedział: Rozumiemy doskonale, że opłaca się produkcja w Polsce. Mamy tam 6100 pracowników i jedyny zakład w Tychach, który produkuje tyle samo, co włoskie pięć zakładów z 22 tysiącami pracowników.

Marchionne przyznał też, że Fiat miałby się lepiej gdyby mógł zrezygnować z fabryk we Włoszech. Nawet jedno euro z założonego na 2010 rok zysku operacyjnego w wysokości 2 miliardów euro nie pochodzi z Włoch. Tutaj wciąż ponosimy straty - mówił dyrektor generalny koncernu. Większość naszych konkurentów w tej sytuacji by się wycofała - dodał.

Fiat nie może w nieskończoność zarządzać fabrykami ponoszącymi straty - oświadczył Marchionne. Mówiąc o zarobkach we włoskich fabrykach, co jest przedmiotem rozmów ze związkowcami, powiedział: Pensje zmienią się, jeśli zmieni się system produkcji we Włoszech. Zapewnił, że chcemy podnieść pensje pracowników wynoszące 1200 euro.

Dyrektor generalny w ostrym tonie wypowiedział się na temat protestów niektórych związków zawodowych, zwłaszcza metalowców, które jego zdaniem uniemożliwiają realizację strategicznych planów firmy. Nie mogę zaakceptować tego, by trzy osoby blokowały cały system produkcji; to jest anarchia, a nie demokracja - podkreślił. Zauważył też, że mniej niż połowa naszych pracowników należy do związku zawodowego.

Wypowiedź szefa turyńskiego koncernu od razu stanowczo skrytykował Giorgio Airaudo ze związku metalowców Fiom. Marchionne mówi tak, jakby Fiat był zagranicznym międzynarodowym koncernem, który musi zdecydować, czy inwestować we Włoszech - ocenił. Oburzony był także związek pracowników przemysłu metalurgicznego Uilm, który uznał, że Marchionne powinien przestać poniżać pracowników.