Rada Polityki Pieniężnej obniżyła wczoraj o półtora punktu wszystkie stopy procentowe. Oznacza to, że w ciągu najbliższych tygodni polskie banki powinny obniżyć oprocentowanie pożyczek. Oznacza to również, że mniej będzie się opłacało oszczędzać. Na decyzję RPP natychmiast zareagowała nasza waluta. Złoty osłabł do poziomu 3,96 groszy za dolara i 3,42 groszy za euro.

Członkowie rady uzasadniają swoja decyzję przede wszystkim brakiem zagrożeń ze strony inflacji. Wprawdzie w maju nastąpił niespodziewany wzrost inflacji, ale zdaniem prezesa NBP Leszka Balcerowicza był to w pewnym sensie wypadek przy pracy. Polska jest wciąż na ścieżce spadającej inflacji: "Wszelkie prognozy na to wskazują, że wzrost inflacji w maju był głównie wywołany przez czynniki przejściowe" - mówił Balcerowicz. RPP zdecydowanie broniła się przed zarzutami, że głównym czynnikiem obniżki stóp była tak naprawdę powszechna krytyka dotychczasowej polityki rady. Profesor Balcerowicz nie chciał się natomiast wypowiadać czy w tym roku możemy jeszcze liczyć na kolejną obniżkę stóp. Według ministra finansów Jarosława Bauca obniżka stóp będzie miała następujące znaczenie: "Dla gospodarki w tym roku skutki już bardzo nieznaczące, dlatego, że gospodarka reaguje mniej więcej z półrocznym opóźnieniem. Popyt być może trochę się na skutek tej obniżki ożywi, ale w roku przyszłym, jakiś marginalny wpływ na ostatnie miesiące tego roku." - uważa Bauc. Decyzja RPP zaskoczyła i analityków i polityków. Dlaczego, o tym w relacji naszego reportera Ryszarda Cebuli:

O ile mniej?

Od dzisiaj stopa lombardowa będzie wynosić 19,5 procent, stopa redyskonta weksli 18 procent, a stopa 28-dniowych operacji otwartego rynku nie mniej niż 15,5 procent. To trzecia w tym roku obniżka stóp procentowych. Na tę decyzję natychmiast zareagowała nasza waluta. Złoty osłabł do poziomu 3,96 groszy za dolara i 3,42 groszy za euro. Obniżki stóp od tygodni domagali się przedstawiciele rządu. Uważali, że utrzymywanie ich na wysokim poziomie hamuje wzrost gospodarki, a co za tym idzie napędza bezrobocie. Wolny wzrost gospodarczy - zdaniem rządu - to główny powód poważnych kłopotów budżetowych. Wiadomo już, że w kasie państwa zabraknie co najmniej 7,5 miliarda złotych. Pesymiści mówią nawet o kwocie przekraczającej 10 miliardów złotych. Dlatego rząd zastanawia się nad sposobami ratowania finansów publicznych przed katastrofą. Wszystko wskazuje na to, że wybierze rozwiązanie mieszane: obetnie wydatki i znowelizuje ustawę budżetową. To pierwsze oznacza dla rządu trudne chwile w czasie kampanii wyborczej, to drugie skazę na gospodarczym wizerunku Polski na świecie.

rys. RMF

09:45