Polskie kopalnie na dnie Atlantyku? Tak może wyglądać przyszłość, do której właśnie udało się uczynić pierwszy krok. Polska uzyskała prawo do badania złóż dna morskiego, w rejonie ogromnego łańcucha podmorskich gór, który ciągnie się przez cały Atlantyk, od Islandii po Antarktydę, a jego szczyty "wystają" nad wodę w postaci Azorów, Wyspy Świętej Heleny czy Wyspy Wniebowstąpienia.

Polska jest siódmym krajem, który uzyskuje zezwolenie na poszukiwanie cennych metali na dnie Atlantyku. Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego udzieliła Polsce zgody na badania w rejonie Ryftu Śródatlantyckiego. Polskie "działki" są położone w środkowej części podmorskiego łańcucha, na południowy-zachód od Azorów. Sąsiadują z obszarami przyznanymi Francji, dalej na południe leżą tereny, gdzie swoje badania mogą prowadzić Rosjanie. 

Przedmiotem badań mają być... SMS-y. To skrót od słów Seafloor Massive Sulphide, czyli masywne złoża siarczkowe. Na morskim dnie odkładają się osady pochodzące z metalicznych źródeł. Według części ekspertów, np. podmorskie złoża miedzi mogą być dziesiątki razy większe niż te lądowe i nie ma technicznych przeszkód, by po nie w przyszłości sięgnąć. Trwają już testy pierwszych potężnych urządzeń, które mają służyć do kruszenia skał na dnie, wydobycia cennych składników i do ich transportu na powierzchnię. Na razie podmorskie wydobycie jest bardzo drogie, ale zdaniem ekspertów, można się spodziewać, że za kilkadziesiąt lat będzie się odbywać na masową skalę. 

Pomysł wydobycia minerałów z dna mórz nie jest nowy. Pierwsze dowody istnienia podmorskich złóż pojawiły się w połowie zeszłego wieku. Możliwość ich wydobycia w przyszłości przewidziano w międzynarodowym prawie morskim. Od początku XXI wieku Międzynarodowa Organizacja Dna Morskiego zaczęła udzielać zgód na poszukiwania wnioskodawcom, z których część tworzona jest przez rządy jednego lub kilku krajów, a część to prywatne spółki.