Ostatnie wybory samorządowe zostały sfałszowane - uważają mieszkańcy Nadarzyna koło Warszawy. Na poparcie zarzutów pokazują setki dokumentów, protokołów, list wyborczych (efekt rocznego śledztwa), które według nich mają świadczyć o fałszerstwie.

Jednorodzinny dom w Kajetanach niedaleko Nadarzyna – to tu spotykają się mieszkańcy, prowadzący prywatne śledztwo. Brama zamyka się za każdym samochodem. Lepiej uważać - mówią domownicy, bo od kiedy zainteresowali się wynikami wyborów, ich życie zaczęło przypominać film sensacyjny: na posesję spadają koktajle Mołotowa, petardy.

Na pytanie, w jaki sposób dotarli do dokumentów, mogących świadczyć o sfałszowaniu wyborów, odpowiadają – tajemnica śledztwa. Są przekonani, że mają rację: Są przypadki dwóch jednakowych podpisów obok siebie i są to przypadki idące w dziesiątki - mówi jeden ze „śledczych”.

Najciekawszym odkryciem grupy był jednak zadziwiający przyrost mieszkańców. Pod niektórymi adresami, na czas wyborów, pojawiło się po kilkanaście dodatkowych nazwisk. Wójtowi, który wydawał zgodę na dopisanie do spisu wyborców miały wystarczać takie oto uzasadnienia: Wpisana została na listę wyborców osoba, która deklarowała, że jest właścicielką stawu rybnego na osiedlu. Inny deklarował, że okresowo dość często mieszka w Nadarzynie.

Rozmówca reporterki RMF podkreśla, że wójt, który ostatecznie wygrał wybory, miał obowiązek sprawdzić nowych mieszkańców. Niestety, jak wynika z informacji zebranych już przez RMF, nie zrobił tego. Niektórzy nigdy pod wskazanymi adresami nawet nie mieszkali. Posłuchaj relacji reporterki RMF Agnieszki Burzyńskiej:

Wszystkie dokumenty zostały przekazane do prokuratury. Ta wszczęła postępowanie, ale według mieszkańców prowadzi je zbyt opieszale...

22:40