Litr paliwa za 3 złote? To nie marzenie ani pieśń przeszłości, a rzeczywistość. Reporterzy RMF FM też przecierali oczy ze zdziwienia, gdy przy trasie z Warszawy do Krakowa na stacji Pegas w Falęcicach zobaczyli taką cenę. Upewniali się kilka razy, czy przypadkiem nie śnią. Za benzynę 2,92 zł, za olej napędowy 3,06 złotego.

Na niezwykłą stację nasi dziennikarze trafili, jadąc z Warszawy w kierunku Krakowa. Znajduje się tuż przy dk nr 7, w Falęcicach koło Białobrzegów. Takiej ceny, jak tam, jeszcze nie widzieliśmy. To tak, jakby po prostu obciąć wszystko to, co zabiera nam rząd. Czyli akcyzę, opłatę paliwową, podatek VAT, i płacić tylko za to, co lejemy do zbiornika.

Tomasz Skory rozmawiał z prezesem firmy, która zdecydowała się na sprzedaż paliw za 2,92 i 3,06 zł za litr. Niewiarygodne, ale prawdziwe.

Stacja przygotowała duże zapasy, ale chętnych na tanie paliwo było tak wielu, że ok. godz. 13 zapasy, przeznaczone na akcję promocyjną, się wyczerpały.

Tomasz Skory: Czy to prawda, że będziecie sprzedawać dzisiaj paliwa za pół ceny?

Pan Andrzej, prezes firmy: Tak, to prawda.

Pan oszalał? Przepraszam za pytanie, ale ono się samo nasuwa.

Na razie jeszcze nie oszalałem, ale jest to prawda.

Dlaczego pan to robi?

Robimy to dla klienta, żeby on się zorientował, jakie są proporcje pomiędzy zakupem a sprzedażą.

Czyli najogólniej rzecz biorąc chodzi o to, żeby pokazać ile kosztuje samo paliwo, a nie podatki?

Dokładnie tak.

Spory ruch na stacji był już kilka minut po 9, tuż po uruchomieniu dystrybutorów. Godzinę później chętni sformowali przed wjazdem gigantyczną kolejkę. Odnotowano ją nawet przez nawigacje satelitarne - to bodajże pierwszy taki korek w Falęcicach. Miejscowa policja starała się przeorganizować ruch tak, żeby nie doszło do blokady drogi S7.

Czuję niesamowitą radość i ulgę. W ogóle ceny powinny być zbliżone do tych w tej chwili. Myślę, że zaoszczędzę ponad 100 zł - powiedział naszemu dziennikarzowi jeden ze szczęśliwców przy dystrybutorze. Nie mogłoby być tak na co dzień? Chociaż jeden dzień, raz na parę lat nie ma złodziejstwa - dodał inny.

Kierowcy podkreślali, że nie musieliby stać w długiej kolejce, gdyby nie ceny na innych stacjach wywindowane przez podatki. I sami usprawnili sobie tankowanie. Z dystrybutora w tym samym czasie lały się diesel i benzyna. Po tankowaniu samochód odjeżdżał i dopiero wtedy kierowca szedł zapłacić. Wszystko odbywało się w iście sprinterskim tempie.

"Mielibyśmy drugą Amerykę"

"Tak powinno być na wszystkich stacjach i wówczas może by można było powiedzieć że wyprzedzilibyśmy Irlandię. A może i Japonię.

I że mamy drugą Amerykę" - napisał Jarosław na naszym profilu w Facebooku. Rzeczywiście, za Oceanem jest pod tym względem znacznie lepiej. Amerykanie za zatankowanie do pełna średniej wielkości auta płacą mniej więcej 120 złotych, czyli o połowę mniej niż Polacy.

Jak wynika z danych ostatniego spisu powszechnego średnio Amerykanie zarabiają 3,600 dolarów. Jeżeli weźmiemy cenę najzwyklejszej benzyny na stacji poza dużym miastem - niecałe 3,5 dolara za galon - to wychodzi, że przeciętny Amerykanin jest w stanie za swoją pensję kupić 3,885 litrów paliwa.

Podobnie jest z olejem napędowym - nieco ponad 3,5 dolara za galon. Rachunek jest prosty: mieszkaniec Stanów Zjednoczonych może kupić 3,700 litrów oleju napędowego. Nie ma więc się dlaczego dziwić, że na amerykańskich autostradach wciąż widać więcej dużych samochodów, niż małych znacznie bardziej ekonomicznych.

Jak się tankuje w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii

Niemcy twierdzą, że w Polsce benzyna jest tania. Choć i u siebie mogą pozwolić sobie na tankowanie do pełna. Przy średniej pensji 2,700 euro u siebie i tak mogą kupić 1,600 litrów. Niemieckiego kierowcę diesla stać miesięcznie na zatankowanie prawie 1,900 litrów - co oznacza 4 razy większe możliwości od Polaka. Najgorzej zarabiający Niemcy na litr paliwa pracują niespełna kwadrans.

We Francji za średnią pensję można kupić ponad 1,200 litrów benzyny super 95, natomiast najniższe zagwarantowane prawnie miesięczne zarobki za pracę etatową wystarcza, by kupić około 850 litrów tego paliwa. Oznacza to, że po godzinie pracy robotnik bez żadnych kwalifikacji może sobie pozwolić na zakup 5,5 litra benzyny super 95.

Dyrektorzy wielkich brytyjskich firm za godzinę pracy mogą wlać do baku 38 litrów paliwa. Pilotów i lekarzy stać na zatankowanie 28 litrów. Z kolei nauczyciele zarabiają przez godzinę na 10 litrów bezołowiowej benzyny. Odrobinę więcej czasu przy dystrybutorze spędzają dziennikarze, wlewając prawie 14 litrów. Barmani i ekspedientki, czyli osoby pracujące za najniższą stawkę na Wyspach zarabiają przez godzinę na 5 litrów benzyny.

Dlaczego aż połowa ceny paliwa trafia do państwowej kasy?

Marża państwa doliczana do każdego litra paliwa kilkukrotnie przekracza zwyczajowe narzuty przedsiębiorców. Aż 48 procent ceny benzyny stanowią: akcyza, VAT i opłata paliwowa. W przypadku oleju napędowego jest to prawie 45 procent! Jeszcze bardziej do wyobraźni przemawiają wartości liczbowe. Średnia cena litra benzyny 95 to dziś 5 złotych i 64 grosze - realny koszt zakupu takiego paliwa w rafinerii to 2 złote 67 groszy, marża stacji to około 25 groszy, a reszta - przymusowa dotacja każdego kierowcy na rzecz państwa. W cenie każdego litra benzyny 1,57 zł stanowi akcyza, 10 groszy to opłata paliwowa, a 1,05 zł - podatek VAT. W sumie państwo zarabia 2,72 zł na każdym litrze benzyny. Ktoś, kto tankuje do pełna - 40 litrów - bezwiednie przekazuje do państwowej kasy prawie 109 złotych.

Podobna jest składka do budżetu kierowców samochodów z silnikiem diesla i przedsiębiorców, którzy muszą wozić swoje towary ciężarówkami. Tu mniejsza jest akcyza, ale za to większa opłata paliwowa - tak, by fiskus nie był stratny. Gdyby państwo nie skubało kierowców, olej napędowy kosztowałby 3,06 zł za litr. A tak - do tej kwoty trzeba doliczyć 1,20 zł akcyzy, 25 groszy opłaty paliwowej i 1,04 zł podatku VAT. W sumie te obciążenia to 2,49 zł. Kierowca tankujący 40 litrów wspiera państwo kwotą prawie 100 złotych. Przedsiębiorcy, którzy wożą towary po całej Polsce, robiąc tysiące kilometrów - odpowiednio więcej.

*Średnia cena podana za BM Reflex

Co państwo robi z marżą nakładaną na paliwo?

Fiskus coraz głębiej sięga do kieszeni kierowców. Do budżetu państwa w zeszłym roku z tytułu akcyzy nakładanej na paliwa silnikowe wpłynęło 24 miliardy 156 milionów złotych. Na samej tylko opłacie paliwowej fiskus zarobił 4 miliardy 416 milionów złotych. Co się dzieje z tymi pieniędzmi?

Najłatwiej prześledzić to na przykładzie opłaty paliwowej (10 groszy za litr PB95 i 25 groszy za każdy litr ON). 80 procent tych pieniędzy idzie na Krajowy Fundusz Drogowy, czyli na budowę i remonty dróg. Pozostałe 20 procent wpłat od kierowców idzie na kolej.

Z akcyzą nie jest już tak kolorowo. Tu na drogi idzie 18 procent wpływów. To ponad 4,5 miliarda złotych. Reszta - 20 miliardów - wpada do wspólnego wora. Podobnie jak wyciągany z kieszeni kierowców VAT. Z tych pieniędzy finansowane są szkoły, nasze zdrowie, nasza edukacja, czyli każda dziedzina, która musi być finansowana z budżetu państwa - tłumaczy Sylwia Stelmachowska z ministerstwa finansów, zapominając jakby o tym, że za utrzymanie szkół w dużej mierze odpowiadają gminy, a na zdrowie NFZ pobiera osobną składkę. Wyraźnie więc widać, że środki z akcyzy i VAT-u idą głównie na łatanie dziury w budżecie.

Rząd tłumaczy się kryzysem, a co mają powiedzieć kierowcy?

Dziś za średnią pensję możemy kupić 80 litrów benzyny i prawie 200 litrów oleju napędowego mniej niż przed kryzysem. Od jego wybuchu w 2008 roku stać nas na coraz miej paliwa. Jeszcze trzy lata temu za średnią miesięczną pensję mogliśmy kupić 533 litry benzyny, dziś już tylko 453 litry. Jeszcze gorzej jest z olejem napędowym. Przed kryzysem za średnią pensję można było zatankować 603 litry. Dziś ledwie 450! Skąd ta gigantyczna różnica? Nasze zarobki rosną po prostu znacznie wolniej niż ceny na stacjach. W 2009 roku litr benzyny kosztował 4,18 zł. Olej napędowy był jeszcze tańszy - kosztował 3,69 zł.

Rząd pytany o ewentualne obniżki cen paliw zasłania się przepisami europejskimi. Te jednak wymagają od nas tylko odpowiedniego poziomu akcyzy. Poza tym, przecież nie są dane raz na zawsze. Rząd mógłby przynajmniej rozpocząć dyskusję na temat wspólnego unijnego obniżenia akcyzy w związku z kryzysem. Mógłby tez obciąć podatek - zwany opłatą paliwową. Podatek drogowy jest wymysłem naszym, rodzimym. Z całą pewnością suwerennie możemy z niego zrezygnować - mówił Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.

Minister finansów Jacek Rostowski mówi, że obniżenie cen paliw jest niemożliwe. Jak mantrę powtarza, że nawet, jeżeli obniżyłby akcyzę, to nie miałby gwarancji, że ceny na stacjach rzeczywiście by spadły. Byłoby trochę dziwne robić to w momencie, kiedy ceny paliw, jeśli jeszcze nie spadły, to będą spadały i to co raz bardziej - dodaje.

Rostowski nie reaguje także na argument, że obniżka cen paliw mogłaby wesprzeć wzrost gospodarczy. Mówi, że on i tak jest wysoki, a budżet bardziej potrzebuje teraz pieniędzy. Niestety, wkrótce wzrost gospodarczy będzie zdecydowanie niższy. Pobudzenie go niskimi cenami paliw na pewno uratowałoby nas przed pogłębieniem się kryzysu.

Szef resortu finansów mówi, że na obniżkę nie pozwalają obecne unijne przepisy, a rząd nie ma zamiaru prosić o ich zmianę. Takiej inicjatywy nie ma i nie widzę, żeby to był specjalnie moment na to - deklaruje.

Gdyby ceny były niższe, to byłoby i łatwiej o pracę, i taniej w sklepach

Tańsze paliwa to korzyść dla całej gospodarki - mówią zgodnie eksperci. Wysokie ceny paliw to czynnik absolutnie hamujący rozwój gospodarczy - tłumaczy Halina Pupacz z Polskiej Izby Paliw Płynnych. Gdyby na stacjach było taniej, kryzys byłby mniej odczuwalny dla gospodarstw domowych i dla przedsiębiorców.

Można stawiać dolary przeciwko orzechom, że obniżenie cen paliw byłoby dla gospodarki korzystne. Jakby było dla gospodarki korzystne, to i dla budżetu byłoby korzystne. Bo w dłuższej perspektywie czasu mielibyśmy więcej podmiotów, płacących podatki, co prawda trochę mniejsze, ale per saldo budżet zyskałby więcej - mówi z kolei Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.

Przedsiębiorcy, którzy mniej płaciliby za transport, więcej mogliby wydać na inwestycje, tworząc przy tym nowe miejsca pracy. A to oznacza wyższe wpływy z podatku PIT. Kierowcy, którzy jeżdżą prywatnie, przy niższych cenach paliw mieliby więcej pieniędzy na żywność, ubrania, sprzęt AGD, podróże, czy meble. Wydając więcej napędzaliby koniunkturę, dając przy tym budżetowi większe wpływy z VAT-u. Przedsiębiorcy mieliby więcej zamówień i większe obroty, wzrosłyby więc też wpływy z podatku od firm.

Ceny paliw będą wkrótce jeszcze wyższe

W tej chwili średnia krajowa cena benzyny 95 to 5, 64 zł za litr. Olej napędowy kosztuje z kolei 5, 55 zł. Eksperci twierdzą, że te ceny utrzymają się jeszcze przez maksymalnie trzy tygodnie i potem zaczną powoli rosnąć. Będzie to efekt rosnących cen ropy na świecie.

Na światowych rynkach ropa podrożała o prawie 10 dolarów za baryłkę. Na giełdzie w Nowym Jorku kosztuje teraz 86 dolarów. Ciężko znaleźć racjonalny powód tych podwyżek. Światowa gospodarka nie tylko nie przyspiesza, ale wręcz spowalnia.

Gospodarka światowa nie jest jeszcze w takim stanie, który by uzasadniał jakieś dramatyczne wzrosty. Na rynek ropy bardzo wpływa sytuacja polityczna. Ona jest kompletnie nieprzewidywalna - ocenił w rozmowie z reporterem RMF FM Krzysztofem Berendą analityk Tomasz Chmal. Nieprzewidywalne zdarzenia, do których się odnosił, to głównie embargo i konflikt wokół programu atomowego w Iranie.