Nasila się kampania palestyńskiego terroru. Do dwóch zamachów bombowych doszło wczoraj w Jerozolimie. Celem ataku było centrum handlowe, a kilka godzin później autobus. Łącznie rannych zostało prawie 40 osób. Premier Izraela Ariel Szaron obarczył Jasera Arafata współodpowiedzialnością za eskalację przemocy.

Druga bomba wybuchła wczoraj w autobusie komunikacji miejskiej w dzielnicy French Hill. Według policji, zamach był atakiem samobójczym a osoba, która zginęła to sam terrorysta: "Do autobusu linii nr 6 wszedł mężczyzna, który wydał się podejrzany pasażerom. Natychmiast zdetonował on ładunek i nastąpiła eksplozja" - powiedział rzecznik jerozolimskiej policji Szmul Ben-Rubi. Obrażenia odniosło 25 osób. Pierwsza bomba eksplodowała około ósmej rano w pobliżu domu towarowego, w dzielnicy Talpiot. Rannych zostało 12 osób. Według izraelskiej policji, skradziony wcześniej samochód-pułapka, został kompletnie zniszczony. Teren otoczyli policjanci, którzy sprawdzali czy nie podłożono kolejnych bomb. Do zamachu przyznało się radykalne palestyńskie ugrupowanie Islamski Dżihad. Był to pierwszy atak terrorystyczny w Izraelu od czwartego marca, kiedy w samobójczym ataku w Netanya zginęły trzy osoby, a kilkanaście kolejnych zostało rannych. W chwili eksplozji drugiej bomby, Jaser Arafat na szczycie Ligi Arabskiej w Ammanie powiedział, że Palestyńczycy potępiają wszelkie formy terroru. Jednak izraelski premier Ariel Szaron właśnie Arafata obarczył dzisiaj współodpowiedzialnością za antyizraelskie ataki. "On jest odpowiedzialny za to wszystko, za całe to cierpienie łącznie z tym, którego doświadcza jego własny naród" – stwierdził premier Izraela. "Wiemy, jak postępować z takimi aktami terroru i odpowiemy w odpowiedni sposób" - dodał izraelski przywódca. Komentatorzy polityczni twierdzą jednak, że premier Szaron waha się czy podjąć akcję odwetową, nie chcąc prowokować liderów państw arabskich, zebranych na szczycie w Jordanii. Dlatego Izrael przeprowadzi akcję odwetową prawdopodobnie pojutrze, już po zakończeniu spotkania przywódców świata arabskiego. Posłuchaj relacji korespondenta RMF FM Eli Barbura:

Wczoraj rano izraelska armia nakazała palestyńskim mieszkańcom opuścić jedną z dzielnic Hebronu. Decyzję podjęto po tym, jak zastrzelone zostało dziesięciomiesięczne żydowskie dziecko. Według doradcy premiera Ariela Szarona, Dori Golda był to mord z zimną krwią, a strzelał palestyński snajper: "Pod wieloma względami to jakby ciąg dalszy tego, co już obserwowaliśmy - palestyńscy snajperzy bez skrupułów atakują izraelskich cywilów. I choć nie wiemy dokładnie jaka organizacja za tym stoi, nasz rząd uważa, że odpowiedzialność spada na władze Palestyńskiej Autonomii" – uważa Golda. W trwającym od września ubiegłego roku izraelsko-palestyńskim konflikcie zginęło już ponad czterysta osób. Oczekuje się, że poparcie dla Palestyńczyków zadeklarują przywódcy państw arabskich zbierający się na szczycie w Ammanie.

na zdjęciu: Samochód-pułapka i Itzhak Haas, jego żona i ich dziesięciomiesięczne dziecko, które zostało zastrzelone przez palestyńskiego snajpera w jednej z dzielnic Hebronu.

foto EPA

06:30