Uchodzący za "prezydenta bogatych" Nicolas Sarkozy traci przedwyborcze poparcie, tymczasem sondażowe słupki jego kontrkandydata optującego za podatkiem dla najzamożniejszych - François Hollande'a - idą w górę. Powód? Możecie to zrzucić na rewolucję, możecie powiedzieć, że to marksistowska nostalgia. W obydwu przypadkach, ciężko teraz znaleźć we Francji większe pragnienie niż ukaranie bogatych.

Były socjalistyczny prezydent François Mitterrand, stwierdził niegdyś: pieniądze są pleśnią niszczącą sumienia ludzi. To problem dla Nicolasa Sarkozy'ego, który tuż przed wyborami nazywany jest prezydentem bogatych. Sam jest sobie winien, bo chce obniżać podatki i uwielbia imprezować z elitą. Oto rozwiązanie zagadki dla tych, którzy dziwią się, czemu lewicowy kontrkandydat Sarkozy'ego - François Hollande ma tak dobre wyniki w sondażach. Zaproponował niedawno wprowadzenie aż 75-procentowego podatku dla najbogatszych, czyli dla gospodarstw domowych z przychodem przekraczającym 1 milion euro rocznie.

Hollande, który wypowiedział wojnę światu finansów, w pierwszej kolejności chce podnieść główną stawkę podatkową do 45 procent. Chce podwyższyć także podatek od zysków kapitałowych (odpowiednik naszego podatku Belki - RMF FM). Planuje także zlikwidować bogatym ulgi podatkowe i zakazać bonusów dla szefów państwowych spółek, czy nawet banków. Hollande był w zeszłym tygodniu w europejskiej stolicy finansów, czyli w Londynie. Obiecał, że nie będzie groźny, ale też stwierdził, że przybywa by powiedzieć, że świat finansów ma służyć gospodarce i zwiększać bogactwo ludu, a nie białych kołnierzyków. Kiedyś też powiedział, że nie lubi bogatych. Stylizuje się na prostego człowieka - jeszcze niedawno jeździł po Paryżu na skuterze. Dodatkowo głosi, że skoro nawet Barack Obama mówi o opodatkowaniu bogaczy, to Francja powinna dołączyć do tego nurtu.

Dlaczego by zatem tego nie zrobić? Odpowiedzi są dwie. Pierwsza jest taka, że podatki we Francji już teraz są bardzo wysokie. Aż 42 procent PKB pochodzi właśnie z podatków. Średnia krajów OECD to 34 procent. Te pieniądze wyciąga się głównie od bogatych. Osoby zarabiające powyżej 100 tysięcy dolarów rocznie, już teraz płacą efektywną stawkę podatkową większą niż w Wielkiej Brytanii, Danii i Szwecji. Takie dane przytacza firma doradcza KPMG. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że jeden procent "superbogaczy" podatku w zasadzie nie płaci, bo zarabia na inwestycjach kapitałowych, a te obłożone są podatkiem minimalnym - twierdzi Thomas Picketty z paryskiej uczelni Ecole d'économie de Paris. To jednak się zmieni, jeśli lewica dojdzie do władzy - tak obiecuje Hollande.

Druga odpowiedź na pytanie "dlaczego nie?" jest taka, że w tej chwili nierówność społeczna we Francji nie jest dramatyczna. Chodź wielu mogłoby się wydawać, że tak jest. Wśród krajów OECD Francja była jednym z tylko pięciu państw, w którym różnice społeczne się nie zwiększyły. Nikt też nie może zapomnieć, jak kilka lat temu miliarderka, dziedziczka imperium kosmetycznego L'Oréal Liliane Bettencourt, została niemal publicznie spalona na stosie za unikanie płacenia 30 milionów euro podatku.

To pokazuje, że plany podatkowe Hollande'a to czysta polityka. Dziura w państwowym budżecie nie będzie od tego mniejsza. Z drugiej jednak strony, kandydat socjalistów nie jest w swojej krucjacie sam. Także Sarkozy powoli decyduje się na kolejne ograniczenia, podwyżki podatków i składek społecznych. Ogłosił także tak zwany "exit tax" czyli podatek od wyjścia. Mają go płacić osoby, które wyprowadzają swoje pieniądze z Francji do bardziej korzystnych krajów. Szwajcarskie banki już teraz dostają więcej telefonów z paryskiej skarbówki.