Melita Samoiys jest jednym najlepszych morskich biologów świata. Od 2010 roku odwiedziła 72 rafy koralowe na wschodnim wybrzeżu Afryki. Znalazła tam jednak tylko jednego rekina. Zwierzęta te stają się bowiem coraz częstszym łupem rybaków, a następnie trafiają na stoły - zwłaszcza w Chinach. Dotyczy to także wielu innych gatunków żyjących w afrykańskich wodach. Powodem takiego stanu rzeczy jest fatalne zarządzanie zasobami morskimi.

Dwie trzecie afrykańskich krajów ma dostęp do morza lub oceanu. Niektóre z nich potrafią zrobić z tego dobry użytek - racjonalnie zarządzając gospodarką morską i organizując turystykę. Generalnie jednak sytuacja na afrykańskich wodach jest fatalna z powodu złego zarządzania i zbyt dużych połowów. Za przykład może posłużyć gospodarka Kenii - dziś rybacy z tego kraju podczas jednego połowu łapią średnio 3 kilogramy homarów. W latach osiemdziesiątych było to 28 kilogramów.

Na nic zdają się niestety apele Unii Afrykańskiej, która co jakiś czas wzywa do zapobiegania zbyt dużym połowom. Nie pomogły też próby porozumienia między rybakami, ani patrole marynarki wojennej. Wiele z afrykańskich państw - w tym także te najbogatsze jak Nigeria - jej zresztą nie ma. Z drugiej strony na przykład w Angoli większość polityków posiada po kilka łodzi.

Afryka nie inwestuje w badania morskie

Równocześnie państwa afrykańskie nie chcą inwestować w - jak się okazuje - bardzo potrzebne badania morskie. Lokalne rządy twierdzą, że to obcokrajowcy powinni się tym zająć, a słowem kluczem jest tu "finansowanie". Dość powiedzieć, że w Afryce jest tylko jeden wydział oceaniczny z prawdziwego zdarzenia (dysponuje nim uniwersytet w Kapsztadzie), który zresztą boryka się z problemami finansowymi.

Na domiar złego afrykańskie wybrzeże nie jest należycie chronione. Dotyczy to zwłaszcza terenów rybackich. Bardzo często zdarza się, że zagraniczne jednostki łowią tuż przy brzegach, podczas gdy obszary te są zarezerwowane dla miejscowych. Poza tym niektóre łodzie stosują zabronione metody połowów - takie jak przyciąganie ryb światłem, czy rozwieszanie sieci między dwiema łodziami i przeciąganie ich po dnie.

Coraz więcej obcych jednostek łowi na afrykańskich wodach

W Afryce króluje teraz rybołówstwo przemysłowe, spowodowane dużym zapotrzebowaniem rynków. Zgodę na połowy w Afryce ma Unia Europejska, na afrykańskie wody dawno wpłynęli również Chińczycy, coraz chętniej zapuszcza się tam także flota rosyjska. Nikt nie wiele, ile osób, w jakich kwotach i komu płaci za licencje.

Gdy wody stają się coraz bardziej zatłoczone, coraz więcej ludzkich stóp zostawia ślady na brzegu. Według ONZ, nabrzeżne miasta w Afryce rozrastają się w tempie 4 procent rocznie. Do 2050 roku pas od Zatoki Gwinejskiej, przez Wybrzeże Kości Słoniowej do Kamerunu będzie jednym z najbardziej zaludnionych miejsc świata. Równocześnie jednak będzie należał do najbardziej niebezpiecznych regionów z powodu podnoszącego się stanu wód, wywołanego zmianami klimatycznymi.

Naukowcy proponują rezerwaty i zakazy połowów

Większa kontrola i zabezpieczenie wód wokół Afryki to konieczność, także z powodu bezpieczeństwa. Powinny się tym zająć nie społeczności rybackie, a bogate rządy. Pamiętajmy, że somalijscy piraci wzięli się ze zbrojnego ruchu oporu przeciw kłusownikom na wodach należących do Somalii. Ich nigeryjscy odpowiednicy zaczynali natomiast od walki z przemysłem naftowym.

By poprawić sytuację, naukowcy proponują stworzenie rezerwatów i 10-letnich zakazów łowienia dla krajów, które mają najgorsze statystyki. Najpierw trzeba jednak pomyśleć o stworzeniu farm rybnych na wodach śródlądowych, by obywatelom afrykańskich krajów zapewnić pracę i żywność.

Tłumaczenie: Krzysztof Berenda