Wciąż nie wiadomo, jaki jest los bandytów, którzy w podwarszawskiej Magdalence zastawili prawdziwą pirotechniczną zasadzkę na próbujących ich zatrzymać antyterrorystów. Policja zakłada, że Robert C. oraz Igor P. nie żyją. Nie jest to jednak wcale takie pewne. Po unieszkodliwieniu wszystkich pułapek, jakie przestępcy zastawili w domu w Magdalence, możliwe są 3 wyjścia.

Pierwsza możliwość zakłada znalezienie w domu zwłok bandytów. Właśnie tę wersję zakładają policjanci.

Po wejściu do domu, może się jednak okazać również, że gangsterzy żyją. Wtedy antyterroryści muszą liczyć się z ryzykiem podjęcia przez nich walki. Nie wykluczone, że znów zostaną użyte granaty.

Trzecia możliwość, choć wydaje się nieprawdopodobna, zakłada, że po wejściu do domu, policjanci nie znajdą ani żywych bandytów, ani ich ciał. Jak duże jest prawdopodobieństwo tego? Okazuje się, że całkiem spore.

Jak mówił szef MSWiA Krzysztof Janik, Igor P., prawdopodobnie wykonawca systemu min i pułapek, to profesjonalista, b. funkcjonariusz KGB. Należy więc liczyć się z tym, że ten profesjonalista, wraz z system wczesnego ostrzegania, przygotował także drogę ucieczki.

Miny i pułapki mogły zatem jedynie służyć jako system opóźniający wejście antyterrorystów do budynku i umożliwiający ucieczkę bandytom.

Jednak to, czy spryt bandytów wziął górę nad chłodną logiką policjantów, okaże się prawdopodobnie dopiero wieczorem, kiedy policjanci wejdą do domu w Magdalence.

Foto: Mariusz Bochenek RMF Warszawa

13:20