​Różne obciążenia podatkowe, różnice kursowe i odmienne poziomy wynagrodzeń sprawiają, że ceny w poszczególnych krajach mogą się bardzo różnić. Szczególnie drogo jest w Szwajcarii i Norwegii. Również ceny w Szwecji, Danii i Finlandii mogą przyprawić o zawrót głowy. Stosunkowo tanio jest natomiast w Niemczech, co sprawia, że tamtejsze zarobki, chociaż nieco niższe niż np. we Francji czy Austrii, pozwalają żyć na wysokim poziomie. Życie w Polsce, według wyliczeń Eurostatu kosztuje jakieś 60 proc. średniego unijnego poziomu. Cóż z tego, skoro nasze pensje to ledwie 30 proc. pensji na zachodzie Europy.

Zobacz również:

O tym, że wysokość pensji nie do końca decyduje o poziomie życia najlepiej świadczy przykład Szwajcarii i krajów skandynawskich, w tym Norwegii, gdzie legalnie pracuje prawie 100 tysięcy Polaków. W krainie fiordów przeciętna pensja na rękę to prawie 15 tysięcy złotych, czyli niemal 6 razy więcej niż w Polsce. Ceny też są jednak znacznie wyższe. W kraju ropą płynącym, litr benzyny kupi się co prawda za mniej niż 8 złotych, ale już w taksówce, w której kierowca zarabia przecież o wiele więcej niż jego polski kolega, za trzaśnięcie drzwiami zapłacimy 35 złotych, a potem za każdy kilometr złotych 7.

Litr mleka w Polsce kosztuje około trzech złotych, a w Norwegii za karton trzyprocentowego mleka trzeba zapłacić osiem złotych. Podobną cenę ma kilogram ziemniaków, za kilogram jabłek zapłacimy jeszcze więcej. Za kawę w kawiarni trzeba wyłożyć 20 złotych, za szybki posiłek w restauracji na rogu jakieś 80 złotych, a wieczorna obfita kolacja we dwójkę w niezłym lokalu to już 400 złotych.

Amatorzy piwa za półlitrową butelkę w krainie wikingów muszą płacić piętnaście złotych, w Polsce za podobne; prawie pięć razy mniej. Palacz, za sto złotych w Polsce zaopatrzy się w siedem paczek papierosów, zaś w Norwegii w dwie. Wynajęcie małego mieszkania to wydatek rzędu 4 tysięcy złotych miesięcznie, zakup niewielkiego, 50 metrowego, które w Polsce można nabyć za ponad ćwierć miliona to w norweskim mieście - w przeliczeniu - wydatek rzędu miliona złotych.

Podsumowując, praca w chłodnej Norwegii za podstawową płacę, o ile nie traktuje się jej tylko jako okazji do oszczędzenia na życie w Polsce, może się okazać na dłuższą metę mało atrakcyjna, chociaż każdy finansowy awans oznacza tam duży przyrost przeliczonych na złote dochodów.

Zupełnie inne koszty łączą się z życiem w Niemczech. Sąsiadująca z Polską potęga gospodarcza oferuje wielki rynek i stosunkowo niskie ceny. Według eurostatu, średni poziom cen w Republice Federalnej jest tylko nieznacznie wyższy od przeciętnej unijnej, która uwzględnia przecież ceny w dużo tańszych krajach wschodu wspólnoty. W Niemczech niektóre towary mogą być wręcz tańsze niż w Polsce i znacznie tańsze niż we Francji, czy Holandii, o Skandynawii czy Szwajcarii nie wspominając.

Mleko w niemieckim supermarkecie kosztuje tyle co w Polsce, ryby, mięso, warzywa są średnio trochę droższe niż w Polsce, ale dwa - trzy razy tańsze niż w Norwegii i nawet o kilkadziesiąt procent tańsze niż w Wielkiej Brytanii. Bułka w Niemczech kosztuje prawie dwa razy mniej niż w Anglii, kilogram żółtego sera to wydatek rzędu dwudziestu kilku złotych, a w Anglii trzydziestu paru, za kilogram cukru w Niemczech zapłacimy średnio cztery złote, a w Anglii ponad pięć. Za papierosy w Niemczech trzeba zapłacić ok. 20 złotych, a na Wyspach ok. 35.

Najprostszym narzędziem porównywania poziomu cen jest uproszczony, ale zaskakująco zbieżny ze skomplikowanymi obliczeniami ekonomistów tzw. indeks Big Maca. Wymyślony przez tygodnik The Economist prawie 30 lat temu wskaźnik mierzy ogólny poziom cen z pomocą przeliczonej na dolary ceny tylko jednego identycznego na całym świecie produktu. W Norwegii cena big maca jest o dwie trzecie wyższa od światowej średniej, w Niemczech zbliżona do średniej, a w dość taniej Polsce Big Mac jest o jedną trzecią tańszy niż średnio na świecie.