"Prezydent nie odmówił nominacji 136 osobom. To nieprawda, kłamstwo. Premier Tusk wstaje i się zastanawia, jak Polaków kolejny raz okłamywać każdego jednego dnia (…). Nie było ustalonej daty nominacji, nie ma odmowy nominacji. Jest dyskusja na temat tego, jak te nominacje mają być prowadzone" - mówił o aferze ws. stopni oficerskich prezydencki minister Marcin Przydacz, który był Gościem Krzysztofa Ziemca w RMF FM. "Jak się nie chce rozmawiać z prezydentem, to niech się nie dziwią, że nie ma nominacji" - dodawał.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video

Przydacz o aferze o stopnie: Nie chcieli rozmawiać, niech się nie dziwią, że nie ma nominacji

Szef Biura Polityki Międzynarodowej Prezydenta RP tłumaczył, że nominacje miały być tematem spotkania prezydenta z szefami służb. Zostali zaproszeni do pana prezydenta, było umówione spotkanie i nie przyszli. Nawet nie poinformowali o tym, że nie przychodzą. Później się okazało, że premier Tusk zakazał im przychodzenia do prezydenta - wskazał.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Przydacz o aferze o stopnie: Nie chcieli rozmawiać, niech się nie dziwią, że nie ma nominacji

Na uwagę, że premier powiedział wczoraj mediom, iż zakaz pojawienia się szefów służb na prezydenckim spotkaniu nie był jego decyzją, polityk odpowiedział: Naprawdę? Dlatego mówię, że to jest człowiek, który kłamie każdego dnia. Do spotkania nie doszło wbrew przepisom ustawy. Zablokował to Donald Tusk - ocenił polityk. Dopytywany, czy ma na to dowody, mówił: Oczywiście.

Tam (na spotkaniu z prezydentem - przyp. RMF FM) miała być rozmowa m.in. o tym, kiedy i jakie nominacje, w jakiej formule. Jak się nie chce rozmawiać z prezydentem, to niech się nie dziwią, że nie ma nominacji. Natomiast po co to robią? Między innymi po to, żebyśmy my nie rozmawiali o (projekcie - przyp. RMF FM) ustawy o obniżeniu prądu - podkreślił.

Prezydent i Marsz Niepodległości

Krzysztof Ziemiec zapytał swojego gościa, czy prezydent weźmie udział w Marszu Niepodległości i z kim ewentualnie pojawi się w jego pierwszych szeregach. Jeśli w ogóle pan prezydent miałby udział w tego typu uroczystościach, to stałby obok ludzi, bo jest prezydentem zwykłych Polaków, a nie politykiem idącym w szeregu związanym z jedną czy drugą opcją - odpowiedział Marcin Przydacz.

Gość Krzysztofa Ziemca przyznał jednak, że prezydent "z pewną sympatią spogląda na inicjatywę Marszu Niepodległości".

Bywał na tych marszach także wcześniej, zanim został prezydentem. Sam też bywałem wielokrotnie. Wiem, że tam jest wielu różnych Polaków, nie tylko związanych z panem Bosakiem czy panem Mentzenem. (...) To ma być święto wszystkich Polaków, więc jeśli prezydent miałby zachęcać, to zachęca każdego Polaka do tego, żeby wziąć flagę i po prostu świętować wspólnie - zaznaczył.

Dopytywany, czy prezydent faktycznie pojawi się na marszu, Przydacz powtórzył, że decyzji jeszcze nie ma, ale sam pomysł marszu ocenia pozytywnie.

Na pewno prezydent z przyjaznym okiem spogląda na tę inicjatywę i ma nadzieję, że w tym roku, tak jak to było przed rokiem 2015, służby podległe panu Tuskowi nie będą prowokować Marszu Niepodległości do jakichkolwiek zamieszek - powiedział Marcin Przydacz.

Co ze spotkaniem z Zełenskim?

Marcin Przydacz został zapytany o ewentualne spotkanie Karola Nawrockiego z prezydentem Ukrainy. Nie tak dawno był w Warszawie człowiek numer dwa w administracji prezydenta Zełenskiego, czyli pan Andrij Jermak i rozmawialiśmy o tym, jakie warunki muszą zaistnieć, aby do takich przyszłych wizyt, kontaktów mogło dochodzić, co chcielibyśmy uzyskać - powiedział szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii RP.

Jak zaznaczył, Polska w ostatnich latach wykazała się ogromnym wsparciem wobec Ukrainy, ale teraz oczekuje wzajemności, szczególnie w kwestiach polityki historycznej i gospodarczej.

Przydacz odrzucił sugestie, jakoby Polska obrażała się na Kijów, bo "po prostu urealniamy te relacje". Do czego ja namawiałem od bardzo dawna, by z jednej strony oczywiście w walce z Rosją pomagać, z drugiej strony stawiać też twardo swoje oczekiwania - wskazał.

Według niego, współpraca powinna opierać się na wzajemnych korzyściach, a nie na dawnym schemacie, w którym Ukraina mogła liczyć na automatyczne wsparcie Warszawy. Strona ukraińska, mam wrażenie, coraz bardziej to rozumie, że powrotu do takiego myślenia w kategoriach telefonu do Warszawy z prośbą o wsparcie już nie będzie - zaznaczył Przydacz.

Szef prezydenckiego biura wyjaśnił też, że ewentualna wizyta prezydenta Karola Nawrockiego w Kijowie lub Wołodymyra Zełenskiego w Polsce nie jest obecnie planowana. Jeśli ktoś chce zobaczyć, ma coś do załatwienia, to zapraszamy. Nie ma żadnego problemu, żeby przyjechać do Warszawy. (...) Natomiast jeśli chodzi o spotkanie - na tym etapie nie ma daty. (...) Ważna jest substancja tych relacji, a nie jakieś tam fotografie, uściski i uśmiechy - podkreślił.

Dialog w sprawie ambasadorów

Krzysztof Ziemiec zapytał o napięcia między Pałacem Prezydenckim a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, dotyczące obsady ambasadorów. Toczy się dialog, są różnego rodzaju spotkania na różnych poziomach - wyższych, niższych - dyskusje, wymiana opinii - przyznał Przydacz, zaznaczając jednak, że "na razie nie doprowadziło to do konstruktywnej postawy po stronie rządowej".

Odnosząc się do zarzutów o impas, Przydacz odpowiedział stanowczo, "że nam ta sytuacja nie służy". Ale to przecież nie my doprowadziliśmy do niej. Nie my odwołaliśmy 50 ambasadorów i nie my próbujemy pomijać prezydenta - wyjaśnił.

Zdecydowanie odrzucił też sugestię, że Pałac Prezydencki powinien "spotkać się w połowie drogi" z resortem Sikorskiego. Jak ktoś w sposób bezczelny łamie prawo i tradycję, to nie można podchodzić do sytuacji, że to teraz my się spotkamy w połowie drogi. Wycofajcie się ze złamania prawa - to wtedy się spotkamy w połowie drogi. Ta połowa drogi już była przez 30 lat ustalona - podkreślił polityk.