Desperacja. Dostrzegam ją w nerwowych próbach odbudowy sympatii, zaufania i sondaży premiera. Szefa rządu wysyła się na obchody Dnia Dziecka, do telewizji śniadaniowej, kongresy kobiet… Dużo w tym wszystkim formy, mało treści, a bez niej o odzyskanie wyborców, będzie chyba trudno.

Im gorzej z sondażami, tym wysiłki PR-owców by je odwrócić - bardziej intensywne. Im bardziej one intensywne - tym wyraźniej widać o co w nich chodzi, a im wyraźniej widać - tym bardziej ich skuteczność zamienia się kontrskuteczność. Widziałem to już wielokrotnie. I za każdym razem miałem przykre poczucie konfuzji i smutku, że rządzący mają aż tak mierne zdanie o swych wyborcach.

Wyciąganie i podnoszenie się z sondażowego dołka nie jest prostym zadaniem. Tak naprawdę udało się to tylko Platformie i tylko raz - przed ostatnimi wyborami, a dołek nie był wówczas tak głęboki jak dzisiaj. Wtedy jednak zadziałał głównie straszak PiS-owski i hasła w stylu "pracujemy, budujemy, nie wszystko się udało, ale pozwólcie nam dokończyć to, co zaczęliśmy". Teraz straszak PiS-owski mocno zblakł (inna sprawa, że wystarczy parę wypowiedzi prezesa i znów może odzyskać pełnię barw), a apele o prolongatę zaufania i "kontraktu" chyba już nie zadziałają. Może więc byłaby pora, by sięgnąć po sposoby odważniejsze i mniej zgrane?

Nie da się, na dłuższą metę, prowadzić polityki, która zadowala wszystkich - rynki, biznes, małych przedsiębiorców, pracowników budżetówki, emerytów, studentów. Nie da się w nieskończoność powtarzać "jest świetnie" wydłużając jednocześnie czas pracy, podwyższając podatki, utrzymując VAT na poziomie, który miał być wszak chwilowy, powiększając dług publiczny i wyciągając rękę po pieniądze zgromadzone w OFE.  Nie da się nieustająco uwodzić wszystkich, bo większość z tych "wszystkich" i tak poczuje się w którymś momencie zdradzona, gdy nie będzie wyjścia i trzeba będzie wykonać jakiś niepopularny ruch.

Marzy mi się partia, rząd, premier, którzy zaczną zachowywać się mniej standardowo i będą mieli odwagę powiedzenia wyborcom prawdy. Całej, a przynajmniej prawie całej. Którzy wreszcie wykrzyczą, że nie da się żyć ponad stan, że nie ma szansy, by zachowując różnorakie przywileje, wyprowadzić na prostą budżet i przestać wreszcie wypuszczać kolejne tony obligacji, których wykup, z roku na rok, będzie coraz drożej nas kosztował. Że nie można w nieskończoność dopieszczać studentów darmowymi studiami, górników - błogimi, wczesnymi i wysokimi emeryturami (gdy w sąsiednich krajach prawo do emerytury osiąga się np. w Niemczech - w wieku lat 60, a w Czechach  - 63), policjantom i żołnierzom pozwalać pracować 25 lat i to tylko tym, którzy zaczynają służbę, utrzymywać - mimo niżu demograficznego - poziom zatrudnienia i przywileje karty nauczyciela. Coś kiedyś trzeba będzie z tym wszystkim zrobić. Może więc zagrać w otwarte karty i próbować "kupić" wyborców szczerością, uczciwością i prawdą? Nawet gdy ta prawda będzie szaro-czarna...