Powoli, ale systematycznie przywracamy właściwy sens wielu źle do tej pory używanym pojęciom, zwłaszcza w obszarze najnowszej historii. Trzeba bowiem - po Norwidowsku - „odpowiednie dać rzeczy słowo”, nawet jeżeli dotyka się delikatnej materii.

Powoli, ale systematycznie przywracamy właściwy sens wielu źle do tej pory używanym pojęciom, zwłaszcza w obszarze najnowszej historii. Trzeba bowiem - po Norwidowsku - „odpowiednie dać rzeczy słowo”, nawet jeżeli dotyka się delikatnej materii.
Teren byłego obozu Auschwitz I /Andrzej Grygiel (PAP) /PAP

Tak jak nie było wyzwolenia polskich miast w 1944 i 1945 roku przez Armię Czerwoną, ale zastąpienie w nich okupacji niemieckiej przez sowiecką, tak samo nie należy mówić o wyzwoleniu przez nią niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.

72 lata temu, w obliczu nieuchronnej klęski, załoga tej fabryki śmierci ewakuowała z niej liczącą około 56 tysięcy osób pierwszą grupę więźniów. Akcja otrzymała kryptonim "Karl", ale powszechnie nazywano ją "marszem śmierci". Nie przeżyło go ponad 25 procent z nich. Na Śląsku, w Czechach i na Morawach jest ponad 100 zbiorowych mogił będących świadectwem ówczesnych wydarzeń.

Niewolnicza siła robocza była potrzebna ogromnej machinie przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. I to był główny powód, dla którego Niemcy zdecydowali się na przeniesienie więźniów do nadal funkcjonujących obozów pracy i koncentracyjnych.

W KL Auschwitz-Birkenau pozostało około 7 tysięcy skrajnie wyczerpanych ludzi. Ostatnie apele odbyły się 17 stycznia 1945 roku. Następnego dnia sformowani w kolumny więźniowie opuścili - eskortowani przez esesmanów - teren obu obozów w ramach planowanej ewakuacji. Wieczorem 18 stycznia nieliczne pozostałe tam osoby były już wolne.

Minęło długich 9 dni, gdy 27 stycznia do nie bronionego przez Niemców obozu wkroczyła 100 Lwowska Dywizja piechoty Armii Czerwonej. Nie może być więc mowy o żadnym wyzwoleniu obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.