Czy Marek Migalski porzuci Jarosława Gowina? Jak długo Przemysław Wipler ostanie się u Janusza Korwina-Mikkego? Czy Solidarna Polska dogada się z Polską Razem?

Dziesiątki podobnych pytań zadają sobie teraz dziennikarze i publicyści, starając się rzeczowo oraz wszechstronnie odpowiedzieć na nie, dokonując drobiazgowych analiz oraz budując równie błyskotliwe jak karkołomne syntezy na temat politycznego planktonu, który istnieje tylko dzięki medialnemu zainteresowaniu nim.

Ludzi, którzy byli w kilku partiach w żadnej nie osiągając sukcesu i stając się żałosnymi epigonami chcącymi za wszelką cenę - nawet własnej śmieszności - pozostać w politycznej grze dawno by już w niej nie było, gdyby nie pochylające się, z różnymi zresztą intencjami, nad ich losem media. Nagłaśniając ich szalone pomysły (tu bezapelacyjnie króluje JKM), zastanawiając się nad przyszłością ugrupowań, w których aktualnie się znajdują i robiąc z nimi wywiady utrzymują ten plankton na powierzchni wzburzonego morza polskiej polityki.

Rozumiem, że dziennikarze muszą rejestrować wszystko, co dzieje się w naszym życiu publicznym, ale powinni zachować nieco więcej zdrowego rozsądku oraz lepiej wyważać proporcje. Opisując przeszłe, obecne i domniemane przyszłe losy tych nieudaczników stawiają ich na piedestale, który im się bynajmniej nie należy.