Kilka dni temu spotkałem na krakowskiej ulicy prominentnego członka Platformy Obywatelskiej. Znamy się od wielu lat, więc idąc w tym samym kierunku swobodnie rozmawialiśmy, nie tylko na tematy polityczne. Nagle znajomy lekko popchnął mnie w kierunku wejścia do kawiarni, obok której właśnie przechodziliśmy...

Kiedy już byliśmy w środku, lękliwie wyglądnął na zewnątrz, po czym z wyraźną ulgą w głosie powiedział:
- Poszedł, możemy iść.
- Kto? - zapytałem zdumiony.
- Szef lokalnej struktury Platformy.
- Masz z nim na pieńku?
- Wręcz przeciwnie, bardzo się lubimy.
- No to o co chodzi?
- Bałem się, że będzie mnie namawiał do startu w wyborach na prezydenta Krakowa. Wiesz przecież, że u nas w partii trwa wielka łapanka na kandydatów.

Zmyśliłem powyższą historyjkę, ale jej wydarzenie się w podwawelskim grodzie jest wysoce prawdopodobna. Małopolska i krakowska PO rozpaczliwie poszukują rozpoznawalnych przez wyborców, ale zarazem lojalnych wobec zwierzchności partyjnej osób, które zechciałyby stawić czoła profesorowi Jackowi Majchrowskiemu, który niedawno ogłosił, że zamierza po raz czwarty ubiegać się o ten urząd.

Kto znajduje się na tej rosnącej z dnia na dzień liście? Wymienię tylko te nazwiska, które już pojawiły się w lokalnych mediach: europosłowie Róża Thun i Bogusław Sonik, senatorowie Bogdan Klich i Janusz Sepioł, były prezydent miasta poseł Józef Lassota, przewodniczący Rady Miasta Krakowa Bogusław Kośmider, wiceprzewodnicząca RMK doktor Małgorzata Jantos, radna Marta Patena, były minister sprawiedliwości prof. Zbigniew Ćwiąkalski, byli rektorzy: Uniwersytetu Jagiellońskiego - prof. Karol Musioł i Akademii Górniczo-Hutniczej - prof. Tadeusz Tajduś, prezes portu lotniczego im. Jana Pawła II w Krakowie-Balicach Jan Pamuła, prof. Tadeusz Uhl. Wystarczy? A nie jest to na pewno kompletny wykaz kandydatów, którzy mogliby stanąć w szranki z prof. Majchrowskim i widowiskowo z nim przegrać.

Czy można więc dziwić się mojemu znajomemu, że wpadł w popłoch na widok swojego partyjnego szefa? Zwłaszcza, że do zaplanowanych na lipiec prawyborów zgłosiły się tylko dwie wymienione wyżej kobiety i wybory trzeba było przełożyć na wrzesień.

Łapanka na kandydatów trwa i każdy działacz Platformy Obywatelskiej może się obawiać, że nawet jeżeli sam nie zgłosi swojej kandydatury, to znienacka pojawi się ona w mediach, bo ktoś z koleżanek lub kolegów uzna za stosowne albo zrobić mu przyjemność, albo z góry "spalić" go. Trzeba więc być czujnym, także w okresie wakacji.