Chętnie słuchamy rad, czy wolimy uczyć się na własnych błędach? Opieramy nasze sądy na opiniach autorytetów, czy podążamy własnymi ścieżkami? Odpowiedzi na pytanie, jak żyć, szukamy u innych, czy sami decydujemy, co dla nas dobre? Naukowcy z Brown University w Rhode Island twierdzą, że odpowiedź na te pytania tkwi w naszych genach. Ich zdaniem, to one decydują, że niektórzy z nas ufają opinii innych nawet wbrew oczywistym faktom.

Okazuje się, że nasza skłonność do opierania się na opinii kogoś, kogo uważamy za autorytet, zależy od subtelnego współdziałania dwóch ważnych rejonów mózgu: kory przedczołowej i prążkowia. Kora przedczołowa między innymi opracowuje i przechowuje informacje, które otrzymujemy od innych. Prążkowie z kolei zajmuje się obsługą naszych wcześniejszych doświadczeń, przetwarzaniem ich w informacje, które w przyszłości możemy wykorzystać. Inaczej mówiąc, to właśnie ten rejon mózgu zwraca nam uwagę na konsekwencje naszych działań.

Badacze z Brown University pokazali, że o ile na początku wykonywania jakiegoś zadania w naturalny sposób mamy skłonność do korzystania z rad i sugestii osób bardziej doświadczonych, to geny decydują, jak szybko jesteśmy potem skłonni uznać, że nasze rosnące doświadczenie powinno mieć znaczenie decydujące. Piszą o tym w kwietniowym numerze czasopisma "Journal of Neuroscience".

W ich badaniach uczestniczyło 70 ochotników. Pobrano od nich próbki śliny do testów genetycznych i poproszono o udział w testach komputerowych. W trakcie eksperymentu komputer sygnalizował, czy ich odpowiedzi są poprawne. Uczestnicy nie wiedzieli, że wskazania komputera są przypadkowe, mimo to po wielokrotnym powtórzeniu testu mogli nabrać przekonania, które odpowiedzi są bardziej prawdopodobne. W przypadku niektórych pytań, przed rozpoczęciem testu badani otrzymywali też instrukcję, która sugerowała jaką odpowiedź wybrać. W tym przypadku także nie wiedzieli, że i ta instrukcja mogła być błędna.

W badaniach zwrócono uwagę na osoby, u których zaobserwowano warianty genów sterujących aktywnością dopaminy w korze przedczołowej i prążkowiu. Okazało się, że wariant genu COMT, wpływającego na aktywność dopaminy w korze przedczołowej pomaga w zapamiętywaniu instrukcji. Osoby obdarzone wariantami genu DARPP-2, modyfikującego reakcję prążkowia na dopaminę, szybciej z kolei uczyły się na błędach, gdy nie otrzymywały wcześniejszej instrukcji, równocześnie jednak bardziej przejmowały się radami, których im udzielono.

Opracowane numerycznie wyniki testów pokazały, że osoby wyposażone w pewną kombinację wariantów tych genów najbardziej uporczywie trzymały się instrukcji. To one najdłużej udzielały odpowiedzi, które im zasugerowano, nawet wtedy, gdy doświadczenie z przebiegu testu powinno im zasugerować, że się mylą. To one najczęściej też minimalizowały znaczenie faktów, które nie zgadzały się z ich przekonaniem. Wygląda więc na to, że to właśnie geny decydują o tym, czy uwielbiamy, czy odrzucamy autorytety, czy chcemy myśleć, tak jak inni, czy staramy się za wszelką cenę myśleć po swojemu.

Już na pierwszy rzut oka można zauważyć, że "dominująca" kora przedczołowa i "uległe" prążkowie może nas doprowadzić do sytuacji, w których przekonani o jakiejś racji zaczynamy niebezpiecznie ignorować rzeczywistość. Naukowcy są jednak przekonani, że i taka postawa miała swój ewolucyjny sens. Dzięki niej możemy szybciej i bardziej zdecydowanie działać w sytuacji, w której nie mamy jeszcze doświadczeń, które mogłyby wpłynąć na nasze postępowanie. Problem w tym, że zbyt długie ignorowanie faktów i uporczywe trzymanie się dogmatu może w końcu doprowadzić nas na manowce. Być może więc natura, chcąc oszczędzić nam uczenia się na zbyt bolesnych błędach, nieco przesadziła. Być może nie wykształciła też jeszcze mechanizmów obronnych przed nowoczesnymi środkami perswazji, z którymi spotykamy się w końcu od niedawna.

Odkrycie genetycznych uwarunkowań takich, czy innych postaw może oznaczać dla nas dobre i złe wiadomości. Z jednej strony, znając nasze skłonności będziemy w stanie nieco korygować swoje postępowanie, by geny nie utrudniły nam dostępu do zdrowego rozsądku. Z drugiej strony, takie proste testy genetyczne mogą w końcu przeprowadzić też nawet bez naszej zgody nasi pracodawcy. Co będzie jeśli zechcą zatrudniać tylko tych, którzy najbardziej przejmują się instrukcjami, a zaczną zwalniać tych, którzy chcą myśleć po swojemu i niezależnie?

Być może stoimy u progu czasów, gdy testy genetyczne pokażą jak jeszcze skuteczniej sterować naszymi gustami, upodobaniami, sympatiami politycznymi, czy życiowymi decyzjami, jak sprawić, by opis rzeczywistości, który się nam prezentuje z zewnątrz był dla nas ważniejszy, niż wnioski na podstawie tego, co sami jesteśmy w stanie zaobserwować. By jeszcze łatwiej można było z nas zrobić... leminga. Póki czas, może warto więc ruszyć prążkowiem, ot tak dla równowagi.