Czy może być piękniejszy dzień niż Boże Narodzenie? Już po całej krzątaninie przedświątecznej, a jeszcze daleko od "Święta, święta i po świętach". Minęło już przesilenie "nowej tradycji" dyskusji o tym "jak przeżyć święta i nie zwariować", można je wreszcie spokojnie przeżywać. I przyznajmy, że warto. Gdyby Boże Narodzenie było jedyną tradycją, którą Chrześcijaństwo ofiarowało wierzącemu i niewierzącemu światu, byłoby za co dziękować. A przecież dało dużo więcej.

Dzień jest wyjątkowy, więc dajmy sobie spokój w wymienianiem, kto i dlaczego tak usilnie, jak Grinch, próbuje odebrać nam Święta. Najważniejsze, że kolejny raz okazuje się, że to niemożliwe. Tak się bowiem składa, ze akurat Boże Narodzenie promuje w nas to, co najlepsze. A czasem chcemy być po prostu dobrzy. Chcemy spotkać się z gderliwą ciotką, gubić buty w pospiechu, by zdążyć na dwie Wigilie do rodziców i teściów, uściskać się i przełamać opłatkiem z nielubianym kolegą z pracy. Święta przez chwilę ustawiają nas do pionu, pokazują, że jednak można. W cywilizacji, która usilnie promuje w nas to, co złe, to już niemało.

Kilka dni temu znalazłem prawdziwą dobra nowinę dla tych, których męczy czasem tłumaczenie się z religijności. Z owego dręczącego przekonania, że nawet, jeśli robimy coś nie tak, to nie jest wszystko jedno i lepiej byłoby być w porządku. W świecie, który uczy, że do wszystkiego masz prawo, byle ci było dobrze, owo tłumaczenie czasem owszem przypomina rzucanie grochem o ścianę.

A jednak czasem okazuje się, że religijność i dziś, jak przez wieki, może być motorem postępu i drogą do dobrobytu. Naukowcy z Rotman School of Management Uniwersytetu w Toronto ogłosili właśnie, że religijność sprzyja sukcesom w biznesie. Badania danych finansowych firm z USA, z lat 1971 - 2000, pokazały, że firmy, które mają swoją centralę w miejscach, gdzie żyje bardziej religijna społeczność mają większą szanse uniknięcia załamania na giełdzie. I to nawet wtedy, gdy kierownictwo tych firm wcale religijne nie jest.

Efekt jest prosty. W religijnej społeczności obowiązują podwyższone standardy moralności, także w biznesie, a prawdopodobieństwo, że firma zatai przed akcjonariuszami niekorzystne informacje finansowe, jest mniejsze. To w praktyczny sposób zmniejsza ryzyko niepowodzeń i chroni przed krachem. W społeczności, gdzie normy moralne są traktowane z większą, religijną powagą, ryzyko utraty dobrego imienia jest większe, pokusa nieprzejrzystości działań łatwiejsza do opanowania.

Wcześniejsze badania pokazywały już, że menadżerowie przyznający się do przywiązania do religii, rzadziej zatajają informacje, a jeśli już tak robią, w takim środowisku częściej pojawiają się osoby, które ujawniają niecne praktyki i sprawiają, że manipulacje wychodzą na światło dzienne. Wyniki najnowszych badań, które opublikuje wkrótce czasopismo "Journal of Financial and Quantitative Analysis" pokazują, że ten mechanizm najsilniej pomaga słabiej zarządzanym przedsiębiorstwom. To dla nich religijne otoczenie okazuje się realnym wzmocnieniem.

Autorzy pracy zastrzegają, że ich praca nie dowodzi, że osoby religijne postępują bardziej moralnie, niż inni. Wskazuje jednak, że silne normy społeczne, oparte na religijnych podstawach, faktycznie minimalizują różnego rodzaju nadużycia. Ciekawe co się okaże, gdy badacze z Toronto wezmą pod lupę "osiągnięcia" firm już w naszym, wspaniałym, kryzysowym, XXI wieku. Poczekamy, zobaczymy. A na razie wciąż Wesołych Świąt.