Dwaj polscy żołnierze zginęli w zamachu w Afganistanie, kiedy ich patrol wracał z akcji niesienia pomocy humanitarnej. Ta akcja nie byłą tajemnicą. Dzień wcześniej, polscy dowódcy informowali afgańskie władze prowincji Paktika o tym gdzie i kiedy pojadą z pomocą. Tragicznego dnia rano inny patrol pojechał ochraniać tradycyjne spotkanie starszych, tak zwaną shurę w wiosce Yaja Khel.

Miałem okazję obserwować pracę polskich żołnierzy podczas tego wcześniejszego patrolu. Widziałem polskich, amerykańskich i afgańskich żołnierzy, którzy wspólnie zapewniali osobom, uczestniczacym w shurze, bezpieczeństwo. Kiedy kilka godzin później dowiedziałem się o zamachu, nie mogłem odsunąć od siebie myśli, że być może ktoś zdradził.

I Polacy i Amerykanie podkreślają, że wiekszość min pułapek (zwanych z angielska IED, czyli improwizowanymi urządzeniami wybuchowymi) udaje się unieszkodliwic dzięki pomocy afgańskiego społeczeństwa i tamtejszych sił bezpieczeństwa. To rodowici mieszkańcy tych terenów i wyłonieni z nich funkcjonariusze policji najłatwiej mogą zauważyć, kiedy ktoś podkłada ładunek, kiedy organizuje siatkę zamachowców. Dlaczego tym razem ostrzeżenia nie było, czy nikt nie widział, jak go podkładano?

Moimi wątpliwosciami podzieliłem się już w Kabulu, w siedzibie Combined Security Transition Command - Afghanistan, z dowódcą sił szkolacych afgańską armię i policję, generałem Robertem Cone. Jego zdaniem przypadki zdrady się zdarzają, jednak są rzadkie. Cone podkresla równocześnie, że siły miedzynarodowe nie mają innego wyjścia i muszą ufać swoim afgańskim partnerom. Po pierwsze, bliska współpraca wojsk ISAF i sił rzadu w Kabulu jest podstawowym elementem planu stopniowego zdobywania zaufania Afgańczyków i rozszerzania wpływów rządu prezydenta Hamida Karzaja. Po drugie, to właśnie afgańskie siły bezpieczeństwa przyczyniają się do odkrycia i unieszkodliwienia najwiekszej liczby min pułapek i to one najczęściej odkrywają siatki zamachowców.