"Po drugim skoku Piotra Żyły wiedziałem, że będzie miał jakiś medal" - mówi prezes Polskiego Związku Narciarskiego Adam Małysz. W Planicy opowiedział naszemu wysłannikowi, jak Żyła zmienił się w ostatnich latach jako sportowiec i jakie znaczenie dla tego sukcesu ma trener Thomas Thurnbichler. Jakie są szanse Polaków na medal na dużej skoczni i czy po złoto sięgnie Halvor Egner Granerud? Na takie pytania także odpowiedział Adam Małysz.

REKLAMA

Adam Małysz zna Piotra Żyłę jak mało kto. Obaj pochodzą z Wisły, są sobie bliscy od lat. Małysz odnosił jeszcze sukcesy na skoczni, gdy Żyła zaczynał powoli przygodę z Pucharem Świata. Czy zatem obecny prezes Polskiego Związku Narciarskiego od początku wiedział, że Żyła to materiał na mistrza?

Piotrek jak wino, im starszy tym lepszy. Ale z drugiej strony on jest lepszy dlatego, że jest coraz bardziej świadomy siebie i tego, czego jest wart i co potrafi. Odkąd zaczął startować wiedzieliśmy, że ma niesamowicie mocne odbicie i potężny potencjał. Nie był jednak stabilny. Potrafił oddać jeden dobry skok a drugi zepsuć. Ciągle czegoś szukał. Najgorszy był ten garbik i fajeczka. To sobie sam wymyślił, a wszyscy trenerzy mówili, że to masakra, że tak się nie da. Co prawda skacząc w ten sposób wygrał jeden konkurs w Oslo wspólnie ze Schlierenzauerem, ale w tym było więcej szczęścia. Później Horngacher Piotrka okiełzał, ale kiedy odchodził, przyznał, że jest bardzo zmęczony rozmowami z Piotrkiem. On jest coraz starszy, ale teraz bardzo świadomy tego, co robi. Dzwoniłem przed sezonem do Thomasa Thurnbichlera. Pytałem jak Kamil, Dawid. Odpowiedział, że spoko, ale najlepiej pracuje mu się z Piotrkiem. Byłem zaskoczony. Jak to jest możliwe, że tak się dogadują? Piotrek mu się jednak podporządkował i to funkcjonuje. Potrafił dopasować się do zmian. To samo może powiedzieć Dawid. Kamil może nie ma tak stabilnej formy, ale moim zdaniem też zrobił postęp - analizuje Adam Małysz.

Kluczem do sukcesów w tym sezonie okazało się zatrudnienie młodego, austriackiego trenera Thomasa Thurnbichlera. Zdaniem wielu była to pokerowa zagrywka Małysza, który musiał mierzyć się przed rokiem ze sporym kryzysem w kadrze: sportowym i wizerunkowym po słabym sezonie i odejściu Michala Doleżala.

Zobacz również:

Oczywiście, że mam teraz jakąś satysfakcję. Tym bardziej, że zawsze miałem trochę nosa. Postawiłem na swoim, o co nie było łatwo. Po zeszłorocznym Pucharze Świata w Planicy myślałem o zakończeniu pracy w sporcie. Dało mi to wszystko w kość. Ale później, jak wszystko się ustabilizowało i zobaczyłem, że chłopaki zaczynają w to wszystko wierzyć, no to sytuacja się zmieniła. Pojawiła się zupełnie inna narracja, że wszystko jest super, że chłopaki czują, że wszystko działa. Ja nigdy nie powiem, że poprzedni trenerzy byli źli. Każdy coś wniósł, ale potrzebowaliśmy zmiany takie systemowej. Za Horngachera i Doleżala treningi wyglądały podobnie i trzeba było zerwać z monotonią. Oczywiście wiem, że tym starszym zawodnikom zawsze jest ciężko te zmiany zaakceptować. Wiem jak to było u mnie. Czułem niepewność w takich sytuacjach. Byłem jednak pewny, że to przyniesie rezultaty i się nie pomyliłem - potwierdza czterokrotny zdobywca Kryształowej Kuli.

Nasi skoczkowie w Planicy powalczą jeszcze w dwóch konkurencjach na dużej skoczni: indywidualnie i w drużynie. Po złocie Piotra Żyły apetyty rosną, ale Małysz nie ma zamiaru popuszczać wodzy fantazji: Musimy podejść do tego spokojnie. Na pewno chłopaki zyskali pewności siebie. Przed mistrzostwami mogło im tego brakować. Mimo tego, że w super teamach w USA Piotrek z Dawidem wygrali, to kolejny konkurs mógł dać trochę niepewności. Teraz w Planicy okazało się, że chłopaki mogą walczyć o medale. Piotrek w finałowej serii przesunął się przecież o tyle pozycji. Miejsce było dość odległe, ale różnice w czołówce minimalne co oczywiście działało na korzyść Piotrka. Po tym jego drugim skoku wiedziałem, że to medal. Nie wiedziałem tylko jaki.

Oczywiście liczymy, że Polacy pójdą za ciosem i na dużej skoczni także uda się zdobyć jakieś miejsca na podium. Tu jednak do gry wraca Halvor Egner Granerud. Zdaniem Małysza po niepowodzeniu na skoczni normalnej będzie chciał się odgryźć rywalom:

Będzie bardzo mocny. Nabrał złości. Czułem, że ten pierwszy konkurs może być dla niego bardzo trudny. Wszyscy na niego patrzą, wszyscy oczekują. Tak było trochę ze mną w 2001 roku w Lahti. Wtedy wszyscy oczekiwali, a pierwszy konkurs wygrał Martin Schmitt. Trochę lepiej skoczył, miał troszkę lepsze warunki i byłem drugi. Później chciałem się zemścić. Teraz może być podobnie z Granerudem. Będzie chciał udowodnić moc, ale nie będzie mu łatwo. Kilku zawodników złapało wiatr w żagle na normalnej skoczni i łatwo teraz nie oddadzą swoich marzeń o medalu.