Polscy koszykarze rozpoczną w czwartek zgrupowanie przed tegorocznym Eurobasketem. "Biało-Czerwoni" do mistrzostw Starego Kontynentu będą przygotowywać się w Krakowie. Wśród weteranów kadry jest rozgrywający Kamil Łączyński. "Ta drużyna ma ogromne możliwości" - zaznacza w rozmowie z Patrykiem Serwańskim i opowiada o swojej roli w ekipie Igora Milicia, a także nadziejach na zbliżającą się imprezę.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Za chwilę rozpoczyna się zgrupowanie przed Eurobasketem. Twoje obecność może być zaskakująca i zastanawiam się, jak Ty na to patrzysz. Czy Ciebie też to powołanie zaskoczyło? Bo w ostatnich latach nie było Cię w reprezentacji.
Zaskoczyło bardzo, ale pozytywnie. Jest pełna ekscytacja i cieszę się niezmiernie, że będę miał okazję być w ekipie, która powalczy na Eurobaskecie i to w Polsce. Mam nadzieję, że zdrowie dopisze, forma dopisze i będę mógł pokazać, co potrafię. Wiem też jaką będę miał rolę w tej kadrze. Z trenerem Miliciciem odbyłem niejedną rozmowę i zdaję sobie z tego sprawę, że jestem raczej uzupełniającym graczem. Ale dam z siebie to, co będę mógł i mam nadzieję, że reprezentacja skorzysta w stu procentach.
Myślę, że dla Ciebie to był niełatwy okres. Z jednej strony odejście z Anwilu po kilku latach, znalezienie nowego klubu. Z drugiej, nagle pojawia się ta informacja o reprezentacji. To taki rollercoaster. Dużo się działo w Twoim życiu i to w takim momencie, gdzie wydaje się, że trochę koszykarze wyhamowują.
Okres wakacyjny to powinien być okres mocno wypoczynkowy i relaksacyjny, a tutaj było sporo działań i sporo rzeczy do załatwienia. Ale jak się coś dzieje, to człowiek czuje, że żyje. I bardzo się cieszę z tego, co jest przede mną. Decyzje były trudne, ale w mojej ocenie te, które podjąłem, były jedynymi właściwymi. Zazwyczaj jest tak, że dopiero po jakimś czasie dowiadujemy się, czy to, na co się decydujemy w życiu, przynosi taki efekt, jaki byśmy chcieli - pozytywny. Mam nadzieję i wierzę w to głęboko, że tak właśnie będzie w mojej sytuacji i ten zwariowany okres zakończy się uśmiechem na twarzy.
Byłeś w drużynie na naszych historycznych mistrzostwach świata parę lat temu. To na pewno są świetne wspomnienia. Zastanawiam się, czy jak już w kadrze nie byłeś, to zastanawiałeś się: "Może jeszcze wrócę"? Czy raczej liczyłeś się z tym, że to już może zamknięty rozdział i trener Milicić - czy inny szkoleniowiec - już po Ciebie nie sięgnie.
Liczyłem się z tym, że, że już w kadrze nie zawitam. Taka też była narracja trenera Milicicia, że po tych mistrzostwach świata kadra zaczyna być odmładzana. Wprowadzono dużo nowej, świeżej krwi. Jak najbardziej było to dla mnie zrozumiałe. Jest to nadal dla mnie zrozumiałe. Zawsze ta zmiana epokowa musi w którymś momencie nastąpić i uważam, że po mistrzostwach świata był na to dobry czas. Pierwsze zmiany były już widoczne właśnie na mistrzostwach Europy, na których kadra zajęła czwarte miejsce. To też bardzo dobry wynik jak na polską koszykówkę. Siedem, sześć lat mija od mojego ostatniego pobytu w kadrze i ten powrót nie powiem, że był wyczekiwany, bo nie był. Natomiast bardzo się cieszę z tego, że będę mógł reprezentować znowu kraj, no bo dla każdego sportowca to jest ogromne wyróżnienie.
Kiedy grałeś w reprezentacji te sześć lat temu, to byłeś zawodnikiem doświadczonym. Teraz już Ci możemy powoli przypinać łatkę koszykarskiego weterana. Jak Ty na to patrzysz? Bo zakładam, że przed Eurobasketem będzie rosła presja. Będziemy właśnie przypominać to, że Polska była na czwartym miejscu. Ty jesteś zawodnikiem, który dużo w sporcie widział, więc może też będziesz takim elementem, który będzie umiał trochę tonować w zespole te nastroje. Czy to też jest twoja rola?
Myślę, a nawet wiem, że taka będzie moja rola i z tego, co mi się wydaje, to będę najstarszym zawodnikiem w tej kadrze. Igor Milicić, znając mnie z pracy w klubie powiedział, że niezmiernie na to liczy, że będę wspierał chłopaków i jego w tym trudnym psychologicznie okresie. Mistrzostwa Europy w Polsce nie zdarzają się co dwa, cztery lata i presja sportowa będzie na pewno na kadrze ciążyła. Będę też od tego, żeby właśnie jako ten weteran wspierać młodszych kolegów, podpowiadać i troszeczkę spowodować, że zejdzie z nich ciśnienie. To ciśnienie, które na pewno się pojawi.
Czekasz na ostateczną informację na temat zawodnika naturalizowanego? Ma się pojawić taki zawodnik i dojechać na zgrupowanie. Tutaj cały czas są pewne znaki zapytania, bo nie ma ostatecznych decyzji, ale czekamy na nie i właściwie informacja jest taka, że to niedługo wszystko powinno się wydarzyć. Dla Ciebie, jako członka tej reprezentacji, to jest coś, na co też jakoś czekasz, liczysz?
Niewątpliwie byłoby to wzmocnienie naszej reprezentacji. Znowu odwołam się do rozmowy z trenerem Miliciciem, który wspomniał, że też głęboko na to liczy, bo wie, jak wkomponować gracza, którego chcą naturalizować i którego dokumenty już leżą gdzieś tam na biurku i są gotowe do podpisu. Kiedy się to stanie? To zależy tylko od samego pana prezydenta. Miejmy nadzieję, że ten proces przejdzie szybko, gładko i już niedługo ten zawodnik będzie mógł dołączyć do nas. My zaczynamy zgrupowanie za dwa dni. Prawdopodobnie od początku nie będzie z nami, ale im szybciej dołączy, tym szybciej będziemy mogli też wiedzieć, na co nas może być stać. Nie oszukujmy się, to jest postać, która prawdopodobnie od razu wskoczy do pierwszej piątki i będzie jednym z liderów tej kadry. Ja na to liczę. Dzisiaj już jest taka tendencja, że ci naturalizowani gracze są wszędzie. Można oczywiście pisać o tym książki, czy to jest słuszne, zasadne i tak dalej. Są reprezentacje, w których zawodnicy jasno mówią, że jak się pojawi naturalizowany gracz, mówię tutaj o Serbii między innymi, to będą protesty i nie będą chcieli grać, bo mają tyle talentu, że niepotrzebne jest naturalizowanie gracza. Natomiast każdy może mieć swoje zdanie. Ja jestem zdania, że na ten Eurobasket powinniśmy się wzmocnić naturalizowanym graczem i czekam właśnie aż te dokumenty będą i wszyscy będziemy mogli już być razem, przygotowywać się i trenować.
Podkreśliłeś, że będziesz chyba najstarszy na zgrupowaniu. Czas szybko w karierze zawodnika leci. Jest taki moment, kiedy wchodzisz do szatni i jesteś tym początkującym, a potem nagle pstryk i jesteś jednym z najstarszych. To szybko zleciało? Czy jednak masz taką świadomość, że troszkę czasu na parkiecie spędziłeś?
Jak mrugnięcie okiem. Szybko to minęło. Dziewiętnasty rok zawodowej koszykówki za mną i naprawdę nie wiem, w którym momencie stałem się właśnie tym weteranem. Tym zawodnikiem, którego wszyscy klepią po plecach i mówią żartobliwie, że chyba już czas kończyć. Kiedyś ja to robiłem starszym kolegom, teraz robi się mi. Ja się czuję bardzo dobrze. Mówi się, że wiek to tylko liczba. I na ten moment nic nie wskazuje na to, żebym miał przemyślenia o zakończeniu kariery. Ciało naprawdę nie daje mi siwych znaków aż tak bardzo, żebym musiał zaprzestać profesjonalnie uprawiać sport. Ja się cieszę każdego dnia, dopóki jest ten dreszczyk emocji. Dopóki w dniu meczowym ma się gęsią skórkę i czuje się troszkę nerwów, to znaczy, że cały czas człowiekowi zależy i cały czas jest się gotowym na te codzienne, trudne wyzwania. Lata lecą, na pewno jest mi bliżej do końca, niż dalej i muszę sobie zdawać z tego sprawę. Ale dopóki głowa pracuje i ciało działa na odpowiednim poziomie, to będę gotowy do tego, żeby dalej grać.
Pomówmy jeszcze o emocjach. Z jakimi emocjami stawisz się w Krakowie? Bo zakładam, że właśnie to serce będzie troszeczkę mocniej biło, kiedy będziesz meldował się na zgrupowanie. Zastanawiam się, jakie to mogą być emocje dla tak doświadczonego zawodnika.
Na pewno wejdę z uśmiechem na twarzy i z takim, może brzydko to nazwę - podnieceniem, bo nie było mnie tam długo. Niewątpliwie fajnie się wraca do grona osób, które się zna, z którymi na co dzień się rywalizuje. Teraz jednak mamy stanowić jedność. Jest taka ekscytacja, takie podniecenie. Z radością na ustach mówi się o tym, że jest się w elitarnym gronie graczy, którzy mają reprezentować swój kraj i będą mieli możliwość odsłuchania hymnu narodowego. Nie może być nic fajniejszego, więc są same pozytywne emocje.
Myślisz, że to może być znowu Eurobasket, który będzie dla nas sukcesem? Od razu ci powiem, jak ja definiuję ten sukces. Znalezienie się w czwórce to oczywiście musi być splot jakichś wielkich, różnych przypadków. To jest bardzo trudne. Dla mnie sukcesem jest dobry wynik sportowy. Składową sukcesu są mecze, w których widać waleczność, brak odpuszczania. Czy ty patrząc na swoich kolegów z reprezentacji, obserwując ich w sezonie, rozmawiając z trenerem Miliciciem, widzisz, że ta drużyna może to zrobić, czyli dać tą waleczność, taki ogień?
Myślę, że tak. Nawiązując do mojej poprzedniej wypowiedzi - to też będzie moja rola, żeby ten charakter był widoczny na tych meczach. Przede wszystkim chcemy wyjść z grupy. Myślę, że to jest taki plan minimum, sportowy plan minimum. Chcemy w tych meczach w Katowicach przed w większości naszą publicznością, pokazać się z bardzo dobrej strony i stawiać czoła najlepszym graczom. Pamiętamy, kogo mamy w grupie, między innymi Luka Dončić ze Słowenią, Francuzi, wicemistrzowie olimpijscy, więc nikt się przed nami nie położy i nie będzie łatwo. Natomiast trzeba też pamiętać o tym, że gramy u siebie. Liczę na ogromne wsparcie publiczności. Liczę na to, że poniosą nas, a my będziemy walczyć i wygrywać. Na pewno charakter i serce zostawimy na boisku. Pytanie, do czego nas to zaprowadzi? Jeżeli dodamy do tego nasze koszykarskie IQ, umiejętności i odrobinę szczęścia albo nawet dużo szczęścia, bo ono jest potrzebne niewątpliwie, to myślę, że naprawdę możemy zajść wysoko. Ta drużyna ma ogromne pokłady talentu i ogromne możliwości.