Po fatalnym dla Arsenalu meczu z Porto w 1/8 finału Ligi Mistrzów, trener Arsene Wenger nie chciał obwiniać za porażkę polskiego bramkarza, Łukasza Fabiańskiego. Zrugał za to sędziego Martina Hanssona.

Sędzia podarował im gola - oświadczył po meczu szkoleniowiec Arsenalu. Druga bramka dla Porto rzeczywiście padła w niecodziennych okolicznościach. Naciskany przez rywala Sol Campbell podał piłkę do polskiego bramkarza, a sędzia uznał, że Fabiański w tej sytuacji złapał piłkę wbrew przepisom. Zamiast czujnie ustawić się w bramce, Polak pobiegł wyjaśniać coś do sędziego, tymczasem piłkarze Porto błyskawicznie wykonali stały fragment gry i piłka wtoczyła się do siatki. Arbiter bramkę tę uznał.

Wcześniej, w 11. minucie, polski bramkarz też się nie popisał. Nieudolnie próbował złapać piłkę po dosyć głębokim dośrodkowaniu Vareli i w efekcie sam wrzucił ją sobie do bramki.

- Z sytuacji, w której w ogóle nie powinno być rzutu wolnego, nagle przeszliśmy do szybko wykonanego stałego fragmentu gry, przy którym moja drużyna nie miała w ogóle możliwości się bronić - przekonywał Wenger.

- Gdy wykonywany jest rzut wolny pośredni, a sędzia pozwala rywalom wykonać go bardzo szybko, pięć metrów od bramki, to jak można to obronić - wściekał się Francuz. - To lepsze nawet niż karny - ironizował. - W życiu czegoś takiego nie widziałem, a trochę się futbolem już zajmuję.

- Takie sytuacje zachęcają piłkarzy do nieuczciwej gry! To trudne do zrozumienia, ale może ja nie jestem wystarczająco inteligentny! - grzmiał Wenger. Fatalny występ Fabiańskiego szkoleniowiec Arsenalu skomentował krótko: - Indywidualne dokonania nie powinny być analizowane publicznie.