Mistrzowie świata i złoci medaliści olimpiady w Pekinie okazali się lepsi. Biało-czerwoni przegrali z Trójkolorowymi 24:29. Mimo to podopieczni Bogdana Wenty mają już zapewniony udział w półfinale mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych rozgrywanych w Austrii. We wtorek Polacy wygrali z Czechami 35:34. W półfinale zagramy z Chorwacją.

Pierwsza akcja w ofensywie należała do Francuzów. W naszej defensywie brakowało zmagającego się z urazem Artura Siódmiaka. Awans pewny, nic dziwnego, że trener Wenta zdecydował się oszczędzać lidera naszej obrony. Pierwsze trafienie w meczu dla Trójkolorowych - Karabatić.

Niestety w ataku gramy źle (najpierw rzut Jaszki broni Omeyer, a po chwili źle podaje Bielecki). Francuzi, co prawda, szybko zdobyli drugą bramkę, ale w kolejnych sytuacjach zatrzymywał ich Sławomir Szmal (trzy obronione rzuty w trzech kolejnych akcjach). Po pięciu minutach wynik 2:0 dla Francji.

Na pierwszą bramkę biało-czerwonych musieliśmy czekać aż do szóstej minuty - trafił Bartosz Jurecki. W tym momencie Francuzi mieli na koncie już trzy bramki. Za moment ładne podanie Karabaticia wykorzystał Sorhaindo. Trafił jeszcze Michał Jurecki, odpowiedział Busquet. Po 10 minutach przegrywamy 2:5 - dla nas trafiają tylko bracia Jureccy. Skuteczność w ataku mieliśmy słabiutką - sześć prób, dwa trafienia. Trójkolorowi podwyższają za sprawą Fernandeza i Bogdan Wenta prosi o czas. I tradycyjnie w mocnych słowach motywuje Polaków.

Zamiast metamorfozy mieliśmy kolejną szansę dla Francuzów - na szczęście kolejny raz ratuje nas Szmal, a w kolejnej akcji faul Karabaticia na bramkę zamienia z karnego Tłuczyński.

Kolejne minuty nie przyniosły specjalnej poprawy naszej sytuacji, bo fantastycznie bronił Omeyer.

W 15. minucie przegrywaliśmy 4:8 i na domiar złego straciliśmy na dwie minuty Krzysztofa Lijewskiego. Przewagę w ataku wykorzystał jeszcze Guigou. Dobrze, że w kolejnej akcji na wysokości zadania stanął Szmal, bo nasza sytuacja byłaby już krytyczna. Tak naprawdę nasz bramkarz jako jedyny grał na miarę swoich możliwości. Nawet on był jednak bezradny, kiedy kolejny raz celnie rzucił Guigou. W 20. minucie przegrywamy 5:11

Kolejne trzy minuty pozwoliły nam na niewielkie odrobienie strat - trafili Bielecki i Bartek Jurecki. Czas dla Francuzów przy stanie 11:7 oczywiście dla Trójkolorowych.

Po pierwszej połowie można powiedzieć jedno - gramy źle. Za to rywale świetnie. Nie ma się co dziwić dla nich stawka meczu jest ogromna.

Thierry Omeyer w bramce wykonuje cuda, a w ofensywie groźni są wszyscy Francuzi - dość powiedzieć, że 15 bramek stało się udziałem aż siedmiu zawodników. Dla nas połowę trafień zdobyli Bartosz (3) i Michał (2) Jureccy. Po 30 minutach 15:10 dla Francji.

Drugą połowę rozpoczęliśmy w osłabieniu, ale po rzucie Jachlewskiego odrobiliśmy jedną bramkę straty do Francuzów. Udało się wybronić atak Francuzów, ale nieporadność w ataku spowodowała, że ta ponownie znalazła się u rękach rywali - na kilka sekund przed końcem kary Marcina Lijewskiego trafił Narcisse. Kolejny atak Polaków fantastycznie zatrzymał Omeyer - najpierw rzut Jachlewskiego, a za sekundę w sytuacji sam na sam odbił rzut Bartosza Jureckiego. W tym momencie francuski bramkarz bronił z 48% skutecznością! I znowu można rozpływać się nad vis a vis Omeyera - Szmalem, gdyby nie on Trójkolorowi mieliby już bezpieczną przewagę, a tak w 36. minucie "tylko"12:16 dla Francji. Każda bramka jest jednak dla nas nadzwyczajnym wysiłkiem. Rywalom zdobywanie bramek może nie przychodzi lekko, łatwo i przyjemnie, ale z całą pewnością łatwiej...Jeśli nie poprawimy skuteczności nie wygramy - takie wrażenie musieli mieć chyba wszyscy kibice oglądający ten mecz. Bogdan Wenta tłumaczy, pokazuje, wymachuje rękami. W 38. minucie przegrywamy 13:17. Kolejne akcje to gra punkt za punkt. To niby jakiś progres, bo nie traciliśmy dystansu do Francuzów, ale cały czas to Trójkolorowi byli lepsi o cztery bramki. To dużo i mało (jak pokazał choćby mecz ze Polska - Słowenia).

W 44. minucie coś drgnęło - Rosiński zmniejszył przewagę rywali do zaledwie trzech goli. Niestety na ławce kar ponownie znalazł się Krzysztof Lijewski. Francuzi zagrali klasycznie - do skrzydła, ale piłka odbiła się od ...obu słupków i trafiła do Bieleckiego. Przetrzymaliśmy dwie minuty nie tracąc bramki - to zawsze jakiś pozytyw. Nadal przegrywaliśmy trzema bramkami. Trochę lepiej zaczęliśmy grać w defensywie, ale nadal zawodziliśmy w ataku, a przecież bez bramek Francuzów nie dogonimy...

W 47 minucie fatalna postawa naszych obrońców. Dwóch Francuzów sam na sam ze Szmalem. Guigou trafia w słupek, a po chwili podaje do partnera, bo piłka nie opuściła boiska a Polacy obserwowali wszystko z "bezpiecznej" odległości, bo zapomnieli wrócić do obrony. Gol dla Francji i na domiar złego kara dwóch minut dla Bieleckiego.

Kiedy zegar wskazał 50. minutę Francuzi wygrywali pięcioma bramkami - 23:18. Po dwóch minutach za sprawą Marcina Lijewskiego (pierwsze trafienie w meczu) przegrywaliśmy 20:24. Minutę później wreszcie w swoim stylu rzucił Bielecki. Wybił się z 10 metra i zdobył swoją piątą bramkę. 21:24. Do końca zostały cztery minuty, a do odrobienia trzy bramki. Niby wszystko jeszcze możliwe. Obronił Wyszomirski, po chwili odważny rzut Marcina Lijewskiego i tracimy już tylko dwie bramki, a czasu jeszcze sporo. Nie udało się, Francuzi przełamali naszą obronę, a w ataku nie potrafiliśmy pokonać Omeyera. Przegrywamy 24:29.

Można mieć pewne pretensje do serbskich sędziów, ale z Francją przegraliśmy na własne życzenie. Hiszpanie, którzy na nas liczyli mogą się trochę złościć i będą mieli rację...