Jelena Isinbajewa podkreśla, że poprawienie w piątek podczas przedostatniego mityngu Złotej Ligi w Zurychu jej własnego rekordu świata w skoku o tyczce (5,06) jest zasługą trenera Witalija Pietrowa. To dzięki jego radom udało mi się podnieść po porażce w berlińskich mistrzostwach świata - przyznała.

Rosjanka w stolicy Niemiec nie zaliczyła żadnej próby, a mistrzowskim tytułem cieszyć się może Polka Anna Rogowska (SKLA Sopot).

To był dla mnie bardzo trudny okres, a rady, jakie usłyszałam od trenera, podniosły mnie na duchu. Znowu uwierzyłam w siebie i stało się - powiedziała. Musiałam walczyć przede wszystkim ze sobą. Problem tkwił we mnie. Gdy wygrywa się wszystko, trudno o trzeźwą analizę. Taka porażka jak w Berlinie wiele mnie nauczyła - dodała.

Po raz pierwszy Isinbajewa stanęła w Zurychu na rozbiegu, gdy w konkursie pozostały już tylko dwie zawodniczki - Rogowska i Brazylijka Fabiana Murer. Wysokość 4,71 pokonała bez większych problemów, podobnie jak 4,81. Gdy była już pewna wygranej, bo podopieczna Jacka Torlińskiego zakończyła rywalizację na 4,76, poprosiła o poprzeczkę zawieszoną na 5,06. Tak wysoko po raz ostatni skakała rok temu, podczas pekińskich igrzysk - wówczas ustaliła rekord świata na 5,05.

Nie pamiętałam już, jakie to proste. Czuję się świetnie i nie mogę w to uwierzyć, że po takim krótkim czasie po mojej największej porażce potrafiłam się podnieść - komentowała po zawodach w Zurychu Isinbajewa.