Śląsk Wrocław pokonał na wyjeździe Jagiellonię Białystok 2:0 w meczu 14. kolejki piłkarskiej ekstraklasy. Wrocławianie umocnili się na pozycji lidera tabeli, a Jagiellonia po raz pierwszy w tym sezonie przegrała na własnym boisku.

Od początku meczu Śląsk był stroną dominującą. Wpływ na taki obraz gry miał fakt, że kilku podstawowych graczy Jagiellonii miało w tygodniu objawy grypy żołądkowej. Zarówno skład, jak i forma zawodników, którzy wyszli na boisko, do końca były niewiadomą.

Goście zaatakowali już w pierwszym minutach, a bramkarz Tomasz Ptak dwukrotnie ratował Jagiellonię przed utratą bramek w groźnych sytuacjach - najpierw po strzale Piotra Ćwielonga, potem Cristiana Diaza. Argentyńczyk strzelił też gola, ale był na pozycji spalonej.

Najlepszą w tej części gry sytuację dla Śląska zmarnował Ćwielong, który w 33 min. nie trafił z kilkunastu metrów, po świetnej akcji rozpoczętej przez Pietrasiaka i jego podaniu w pole karne. Jagiellonia próbowała kontratakować, ale nie stworzyła żadnej groźnej sytuacji. Zupełnie nie był wykorzystywany lider zespołu Tomasz Frankowski, do którego większość piłek kierowano górą, nie dając mu żadnych szans w walce w powietrzu z rosłymi obrońcami Śląska.

Początek drugiej połowy dał kibicom "Jagi" nadzieję na lepszą grę ich piłkarzy. Gospodarze starali się dłużej rozgrywać piłkę, próbowali strzałów z dystansu, ale bardzo dobrych sytuacji bramkowych gracze Śląska nie pozwoli im stworzyć. Nadal piłki nie trafiały do Frankowskiego, ale było więcej walki o środek boiska.

W 67 min. mogło paść prowadzenie dla Śląska, ale młody bramkarz Jagiellonii zdołał odbić strzał z bliska Pietrasiaka - piłka po słupku wyszła na rzut rożny. Jednak w 72 min bramkarz Jagielloni popełnił błąd. W tłoku kilku graczy Śląska i swoich obrońców nie zdołał sięgnąć piłki dośrodkowanej z rzutu rożnego przez Sebastiana Milę, a gola głową zdobył Jarosław Fojut.

Od tego momentu Śląsk dominował. Co prawda w 78 min. mogło paść wyrównanie po błędzie obrony Śląska i strzale Jana Pawłowskiego, ale wyblokowana piłka wyszła na róg. W 86 min. Ptak obronił dwa z rzędu strzały Przemysława Kaźmierczaka. Drugi gol był samobójczy. W doliczonym czasie gry Waldemar Sobota dośrodkował z lewej strony, a próbujący wybić na róg to dośrodkowanie Thiago Cionek tak niefortunnie trafił w piłkę, że ta wpadła do bramki.