Minęło zaledwie osiem dni od dramatycznego pożaru, który niemal doszczętnie zniszczył główny budynek schroniska "Bubinkowo" w Obłężu pod Słupskiem. "To były długie dni i krótkie noce" – przyznaje w rozmowie z RMF FM Radosław Waszkiewicz, założyciel stowarzyszenia, które prowadzi schronisko.
- Po pożarze schroniska "Bubinkowo" w Obłężu trwa intensywna walka o odbudowę placówki i zapewnienie bezpieczeństwa zwierzętom.
- Do schroniska dotarły nowe budy i karma w ramach akcji "Łapa Dobra", co stanowi nieocenioną pomoc dla placówki.
- Pracownicy skupili się najpierw na ratowaniu życia zwierząt, a następnie na szacowaniu strat i sprzątaniu pogorzeliska.
- Straty po pożarze szacowane są na około milion złotych, a budynek wymaga rozbiórki dachu i gruntownej odbudowy.
- Trwa opróżnianie ostatnich pomieszczeń i przygotowania do odbudowy schroniska.
- Uruchomiono zbiórkę na odbudowę oraz wznowiono adopcje, by jak najwięcej zwierząt znalazło nowe domy.
Dziś do "Bubinkowa" dotarły nowe budy, a w drodze jest paleta karmy w ramach akcji "Łapa Dobra". Marka Tropidog zaoferowała tę pomoc po naszym ostatnim tekście o pożarze w schronisku.
To jest pomoc nieoceniona. To jest to, czego potrzebowaliśmy na cito. I to jest ta pomoc, która była zadeklarowana jako jedna z pierwszych. Jesteśmy naprawdę wdzięczni - mówi Radosław Waszkiewicz, założyciel stowarzyszenia.
Od pożaru minęło zaledwie osiem dni, a pracownicy wciąż zmagają się ze skutkami żywiołu.
Jesteśmy o tyle spokojniejsi, że udało się prawie w pełni pozabezpieczać zwierzaki, co jest bardzo ważne. W tym pędzie, w popłochu po prostu były zgrupowane w boksie tam, gdzie nie wszystkie się ze sobą znały czy zgadzały. Skupialiśmy się na ratowaniu życia - relacjonuje Radek Waszkiewicz. Najpierw ratowano życie zwierząt, później rozpoczęło się szacowanie strat i sprzątanie pogorzeliska.
Straty są ogromne - szacuje się je nawet na milion złotych. Chociaż na pierwszy rzut oka budynek nie wygląda najgorzej, to jednak jego konstrukcja została poważnie naruszona.
Te stropy, to wszystko wisi. Czterdzieści tysięcy litrów wody poszło na ten budynek. Ona jest w ścianach cały czas. Dach trzeba cały zburzyć. Jeśli tego nie zburzymy, to za jakiś miesiąc to wszystko samo spadnie - tłumaczy Waszkiewicz.
Dziś pracownicy spółdzielni socjalnej opróżniają ostatnie pomieszczenia - gabinet weterynaryjny, izolatki, salę operacyjną i kociarnię. Wszystko po to, by przygotować budynek do odbudowy.
Schronisko uruchomiło zbiórkę na odbudowę, a także wznowiło adopcje. Staramy się, żeby jak najwięcej zwierzaków trafiło już do domów. Jeżeli ktoś jest chętny na adopcję pieska, to my zapraszamy - zachęcają opiekunowie. W schronisku przebywa obecnie kilkadziesiąt psów i kotów. Każde z nich czeka na nowy dom.
Wśród podopiecznych czekających na nowy dom są zarówno psy wymagające dłuższej socjalizacji, jak i te, które szybko odnajdą się w nowych warunkach. Na pewno dopasujemy i psa do opiekuna, i opiekuna do psa, bo to musi współdziałać. Wiadomo, że nie zależy nam na adopcji bardzo szybkiej. Od początku naszej działalności staramy się dobierać domy w sposób odpowiedzialny. Teraz, nawet jeśli jest presja wydarzeń, nadal będziemy szukać domów dobrych, godnych, tak, żeby wszyscy mieli z tego pożytek - i zwierzęta, i ich przyszli opiekunowie - dodaje.
Po pożarze większość psów została przeniesiona do zewnętrznych boksów, które dotychczas służyły jako miejsca kwarantanny.
Zima zawsze była dla nas trudna, zawsze stwarza trudności - przyznaje Radek Waszkiewicz. Opieka nad zwierzętami wymaga teraz jeszcze większego zaangażowania.