"Zarabiam mniej myślisz" i "Prezydenci się bogacą, a swoich pracowników szmacą" - to niektóre z napisów na transparentach protestujących urzędników z Olsztyna. We wtorek, po godzinach pracy, blisko 200 pracowników urzędu miejskiego w Olsztynie i podległych jednostek protestowało przed ratuszem o wyższe zarobki.

Mnie nie chodzi o to, żeby zarabiać niesamowite pieniądze, wiadomo, że to jest budżetówka, ale żeby te pensje były godne. Zarabiam lekko powyżej najniższej krajowej. Ja osobiście dojeżdżam ze wsi. Same ceny paliwa to jest ponad jedna trzecia mojej pensji, także możecie państwo sobie wyobrazić, w jakiej znajduję się sytuacji - mówi jeden z urzędników reporterowi RMF FM, Piotrowi Bułakowskiemu.

Czego żądają protestujący?

Zapytany o to, jak urzędnicy komentują podwyżek dla prezydenta i radnych z ubiegłego roku, stwierdził, że nie chce "używać niecenzuralnych słów, ale takie występują głównie".

Żądamy 700 zł netto podwyżki - mówi z kolei protestująca ze żłobka nr 1 w Olsztynie.

Cytat

Proszę sobie wyobrazić sobie, że odpowiadając za zdrowie i życie 27 dzieci, bo tyle mam w grupie, miałam do tej pory najniższą, teraz przyznane 300 zł przez prezydenta leciutko posunęło to do przodu, i teraz jest trochę różnicy między pokojową, a moim stanowiskiem
- dodaje kobieta.

"Te pensje są katastrofalne"

Przedstawicielka żłobka mówi, że "jeśli ktoś jest sam, ewentualnie ma dzieci, to nie jest w stanie się utrzymać".

Te pensje są katastrofalne. Jeżeli odseparujemy pensje dyrektorów, zarządzających jednostkami, to okaże się, że mnóstwo pracowników zarabia niewiele powyżej minimalnej krajowej - stwierdza protestujący.

W tej sprawie w kwietniu odbędą się mediacje.

Opracowanie: