Aksel-Lund Svindal wygrał olimpijski supergigant na igrzyskach w Vancouver. Na trasie w Whistler Norweg wyprzedził dwóch Amerykanów: Bode Millera o 0,28 s oraz Andrew Weibrechta o 0,31 s.

27-letni Svindal podtrzymał tradycję norweskich narciarzy, którzy zdobywali złote medale olimpijskie w supergigancie na dwóch poprzednich igrzyskach. W 2002 roku w Salt Lake City i przed czterema laty w Turynie najlepszy był jego rodak Kjetil-Andre Aamodt. Przed nim, w Nagano w 1998 roku, triumfował Austriak Hermann Maier.

Zresztą Aamodt życzył przed igrzyskami Vancouver Svindalowi, żeby podtrzymał zwycięską serię i tak się stało. Na dodatek narciarz pochodzący z Loerenskog, uzyskując czas 1.30,62, wywalczył na trasach w Whistler drugi medal (po srebrnym krążku w zjeździe).

W poniedziałek Norweg musiał uznać wyższość Szwajcara Didiera Defago, który w supergigancie znalazł się dopiero na dziesiątej pozycji. Trzeci wówczas był Amerykanin Bode Miller, ale wczoraj zajął drugie miejsce, tracąc do Svindala 0,28 s. To jego trzeci srebrny medal olimpijski, ale wciąż czeka na swoje pierwsze złoto.

Mimo to, Miller wczoraj został pierwszym alpejczykiem z tego kraju, który zdobył na igrzyskach cztery medale. Ten dorobek może jeszcze powiększyć, bo będzie jeszcze startował w superkombinacji, slalomie gigancie i slalomie.

Na najniższym stopniu podium stanął reprezentant USA - Andrew Weibrecht, który przegrał ze Svindalem o 0,31 s. To spora niespodzianka, bowiem nazwisko Amerykanina nie jest szerzej znane. Wystartował on z numerem trzecim, gdy trasa jeszcze nie była zbyt zniszczona kolejnymi przejazdami i długo utrzymywał się na prowadzeniu, zanim wyprzedził go o trzy setne sekundy Miller.

Tuż za plecami Amerykanów zrobiło się bardzo ciasno, bowiem dwóch setnych do brązu zabrakło Włochowi Wernerowi Heelowi, a trzech setnych - Kanadyjczykowi Erikowi Guay'owi. Zawiódł natomiast Szwajcar Carlo Janka, który został sklasyfikowany na ósmym miejscu.

Rywalizację w supergigancie przerwano na blisko 20 minut po groźnie wyglądającym upadku Szweda Patrika Jaerbyna. Startujący z numerem 29. zawodnik zahaczył nartą o jedną z bramek i spadł z trawersu, po czym upadając dwukrotnie uderzył o stok tyłem głowy. Nie stracił przytomności, ale z trasy został przetransportowany helikopterem do szpitala.