Tomasz Sikora odwiedził w wiosce olimpijskiej Adama Małysza, by obejrzeć jego medal z rywalizacji w Whistler. Ma go to… zachęcić do pełnej mobilizacji w czwartkowym olimpijskim biegu indywidualnym na 20 km. To samo zrobił cztery lata temu na igrzyskach w Turynie. Poszedł do Justyny Kowalczyk, która zdobyła brąz. Popatrzył sobie na ten krążek, podotykał i tak mu się spodobał, że dzień później miał srebro - śmiał się trener Sikory Roman Bondaruk.

Szkoleniowiec ma nadzieję, że medal Małysza psychicznie podbuduje zawodnika AZS AWF Katowice i w czwartek również i on stanie na olimpijskim podium.

Medale są bardzo ładne. Pomyślałem sobie, że jak zobaczę go z bliska i mi się spodoba, to może więcej sił wykrzeszę z siebie? - zastanawiał się z kolei Sikora.

Wicemistrz olimpijski z Turynu nie miał do tej pory szczęścia w Whistler. Podczas inaugurującego zawody sprintu spadł gęsty śnieg. Nasz najlepszy biathlonista nie miał szans i zajął 29. miejsce. Dwa dni później, w biegu na dochodzenie, wyruszył na trasę ze stratą ponad dwóch minut i uplasował się na 18. pozycji.

Przed biegiem indywidualnym na 20 km Sikora jest jednak bardzo dobrej myśli. Tu każdy zawodnik sam musi rozłożyć siły. Pracować równo przez cały dystans i mam nadzieję, że nie popełnię tych samych błędów na strzelnicy co poprzednio. Każdy niecelny strzał kosztowałby mnie karną minutę - mówił w środę. Nie chciał jednak przewidywać wyników. Nie ma co robić obliczeń. Nie wiem bowiem, jak reszta zawodników wystartuje, i byłoby to bez sensu. Muszę pokazać się z jak najlepszej strony i tyle. Mogę tylko powiedzieć, że będzie dobrze - dodał.

Wśród najgroźniejszych rywali Polak wymienił Niemca Michaela Greisa, Norwega Emila Hegle Svendsena i Francuza Vincenta Jay, który w dotychczasowych startach w Whistler zdobył dwa medale - złoto w sprincie i brąz na dochodzenie.

Jaka pogoda byłaby najlepsza? Chciałbym, by warunki przez cały bieg były niezmienne. Z tym jednak będzie trudno. Myślę, że przez półtorej godziny rywalizacji nie ma na to szans - ocenił Sikora.