Napromieniowanie trzech pracowników uszkodzonej elektrowni atomowej Fukushima I ponownie zwróciło uwagę na anonimowych pracowników siłowni, którzy ryzykują życie i zdrowie, by nie dopuścić do pogłębienia kryzysu nuklearnego w Japonii. "50 z Fukushimy" - tak nazywano we wczesnej fazie operacji personel, który starał się opanować sytuację w elektrowni. Obecnie w strefie ewakuacji pracuje z przerwami ok. 700 osób, czyli 14 razy więcej niż tuż po katastrofalnym trzęsieniu ziemi i tsunami z 11 marca.

Trzech pracowników firmy elektrycznej Kandenko Co. otrzymało wczoraj dawki promieniowania przekraczające normy, gdy doprowadzali zasilanie do reaktora nr 3. Stojąc w skażonej wodzie byli oni wystawieni na promieniowanie, przekraczające 10 tys. razy spodziewany poziom. Woda przeniknęła przez kombinezony ochronne i buty. Według TEPCO obuwie było nieodpowiednie.

20- i 30-latek z poparzonymi nogami zostali przewiezieni do szpitala. Dziś rano mężczyźni ci oraz trzeci pracownik, który wcześniej nie został hospitalizowany, trafili do Państwowego Instytutu Radiologicznego w prefekturze Chiba, gdzie spędzą najprawdopodobniej cztery dni.

Według TEPCO, dwaj poparzeni technicy nie skarżą się na ból oraz nudności. Lekarze oceniają ich stan zdrowia jako dobry.

Gdy w mediach ukazują się zdjęcia z elektrowni, na których widać szare postacie, próbujące w półmroku podłączyć prąd i uruchomić systemy chłodzenia, na portalach społecznościowych pojawiają się głosy wdzięczności. Są prawdziwymi samurajami - napisał jeden z użytkowników Facebooka na stronie poświęconej pracownikom siłowni. Modlimy się, abyście cali i zdrowi wrócili do domów. Niech Bóg ma w opiece wszystkich tych, którzy rozpaczliwie walczą o swój kraj i rodaków. Dziękuję Wam, 50 z Fukushimy - skomentowała inna osoba.

Większość pracowników jest zbyt zajęta pracą w elektrowni, by wracać do domu. Żona jednego z nich powiedziała dziennikowi "Yomiuri Shimbun", że nie widziała męża od dnia kataklizmu. W ciągu dwóch tygodni przeprowadziła z nim jedynie kilka krótkich rozmów telefonicznych. Tam jest jak na wojnie - cytowała męża. Zapytany o to, czy został wystawiony na promieniowanie, odparł: "Tak, trochę".

W zagranicznych media pojawiały się także informacje o wpisach na Twitterze autorstwa córki mężczyzny, który zgłosił się do pracy jako wolontariusz, choć do emerytury brakuje mu zaledwie sześć miesięcy. W domu nie wydaje się kimś, kto mógłby poradzić sobie z dużymi zadaniami. Ale dzisiaj jestem z niego naprawdę dumna. Modlę się o jego bezpieczny powrót - pisała córka.