"Nie ma sensu myśleć, co by było, gdyby boisko było suche" - mówią RMF FM w 40. rocznicę słynnego meczu na wodzie ówcześni reprezentacji Polski. 3 lipca 1974 roku nasza piłkarska kadra walczyła w półfinale mundialu z Niemcami na boisku, które po burzy zamieniło się w bajoro. Dyskusje o tym, czy gdyby ten mecz odbywał się w normalnych warunkach, Polacy awansowaliby do finału, trwają po dziś dzień.

Polacy byli jedną z rewelacji mistrzostw świata 1974 - wygrali pięć kolejnych spotkań, m.in. z ówczesnymi wicemistrzami świata Włochami i doskonałymi Argentyńczykami. Mecz z Niemcami był ostatnim w drugiej fazie grupowej i decydował o tym, która z drużyn wystąpi w finale, dlatego wielu nazywa go półfinałem.

Tuż przed spotkaniem we Frankfurcie nad Menem przeszła burza, która zamieniła boisko w bajoro. Gospodarze robili wszystko, by przygotować murawę do stanu używalności, a mecz rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem.

Jednym i drugim gra na tym zabłoconym boisku sprawiała trudności. Nie mniej, to my słynęliśmy z szybkich ataków, a Niemcy byli wielcy i silni, co preferowało ich na tamtym grząskim boisku - mówi RMF FM Lesław Ćmikiewicz, który na boisku pojawił się w 80. minucie.

Polacy przegrywali już wówczas 0-1, bo cztery minuty wcześniej Gerd Mueller strzelił gola, jak się okazało - na wagę awansu do finału. Wcześniej ten sam zawodnik nie potrafił pokonać z rzutu karnego Jana Tomaszewskiego, ale i Polacy mieli swoje okazje - podkreśla rezerwowy wówczas Zdzisław Kapka: Nikt nie wie, co by było, gdyby boisko we Frankfurcie było idealnie suche. Owszem, odebrało nam to atut szybkości Grzegorza Lato czy Roberta Gadochy, ale też nigdzie nie jest powiedziane, że w normalnych warunkach wygralibyśmy ten mecz.

W Polsce od lat pokutuje jednak przekonanie, że gdyby to spotkanie odbywało się w normalnych warunkach, biało-czerwoni wyeliminowaliby gospodarzy. Co na to sami zawodnicy?

Czy mogliśmy osiągnąć więcej? Wtedy wydawało nam się, że tak, ale po latach jestem po prostu zadowolony z tego, co udało nam się wywalczyć. Na mundial jechaliśmy jako totalny kopciuszek, nikt na nas nie stawiał, a my wygrywaliśmy mecz za meczem i doszliśmy tak daleko. Wolę myśleć, że to był duży sukces, a nie zastanawiać się nad "meczem na wodzie" - mówi RMF FM Jan Domarski.

Nigdy nie myślałem, co by było gdyby ten mecz odbywał się w normalnych warunkach atmosferycznych. Nam wówczas zabrakło doświadczenia, jakie mieli bez wątpienia Niemcy - to był nasz pierwszy mundial, a rywal regularnie grywał w półfinałach czy finałach takich imprez. Z perspektywy czasu wiem, że osiągnęliśmy dużo, ale nie maksimum - dodaje Lesław Ćmikiewicz.

Ostatecznie w 1974 roku Polacy zostali trzecią drużyną świata, w decydującym spotkaniu pokonując Brazylię 1:0. Ten sukces reprezentacja powtórzyła osiem lat później, podczas mundialu w Hiszpanii.