Korea Płd. i USA staną w obliczu "jeszcze większych zagrożeń bezpieczeństwa" jeśli zdecydują się przeprowadzić kolejne, doroczne wspólne manewry wojskowe - ostrzegła Kim Jo Dzong, wpływowa siostra przywódcy i dyktatora Korei Płn. Kim Dzong Una.

Manewry są "niepożądanym i samodestrukcyjnym działaniem", które zagraża narodowi Korei Północnej i wzmaga napięcie na Półwyspie Koreańskim - głosi oświadczenie Kim Jo Dzong przekazane przez oficjalną agencję prasową KCNA.

"Stany Zjednoczone i Korea Południowa staną w obliczu jeszcze większych zagrożeń bezpieczeństwa, ignorując nasze wielokrotne ostrzeżenia i forsując te niebezpieczne wojenne manewry" - dodała siostra dyktatora.

Kim Jo Dzong oskarżyła też Koreę Południową o "zdradzieckie postępowanie" bowiem zgodziła się na manewry wkrótce potem jak przywrócono "gorącą linię" między Pjongjangiem i Seulem i osiągnięto pewien postęp w poprawie wzajemnych stosunków.

Zdaniem Reutera, północnokoreańska reakcja grozi fiaskiem zabiegów prezydenta Korei Południowej Mun Dze Ina ponownego otwarcia biura łącznikowego obu krajów.

Jak informuje agencja Jonhap, Korea Południowa i USA rozpoczęły we wtorek wstępne przygotowania do manewrów, które mają rozpocząć się w przyszłym tygodniu i mają polegać głównie na symulacjach komputerowych.

Rzecznik Departamentu Obrony USA Martin Meiners odmówił ustosunkowania się do oświadczenia. Przypominiał, że polityka resortu nie przewiduje komentowania przygotowań. Podobnie zareagowało ministerstwo obrony Korei Południowej.

W Korei Południowej stacjonuje ok. 28 500 żołnierzy USA, co jest bezpośrednią spuścizną Wojny Koreańskiej z lat 1950-53. Zakończyła się ona jedynie rozejmem, układu pokojowego nie zawarto do dzisiaj a oba państwa koreańskie pozostają formalnie nadal w stanie wojny.