Kiedy dotarłem dziś na ulicę Długą w Gdańsku, poczułem się naprawdę wspaniale. Wszystko dzięki hiszpańskim kibicom. Stworzyli oni w mieście fantastyczną atmosferę. Włosi wyglądali przy nich jak grupa ubranych na niebiesko smutasów.

Barwni, roześmiani, głośni, uśmiechnięci - wszystkie te określania pasują świetnie do Hiszpanów, którzy stworzyli dziś w Gdańsku wspaniałą atmosferę. Fani Italii byli o wiele mniej spontaniczni. Oczywiście, zdarzały się i włoskie grupy, które zdradzały "hiszpański" temperament kibicowania, jednak zdecydowaną przewagę na ulicach Gdańska mieli Hiszpanie. Myślę, że bardzo fajnie odnaleźli się w tym wszystkim nasi kibice. Choć Polacy dziś nie grali, to fanów ubranych w biało-czerwone stroje było bardzo wielu. To pokazuje, że chyba nasze Euro już polubiliśmy. I bardzo dobrze!

Na gdańskiej starówce nie było chyba wolnego miejsca w żadnym barze czy restauracji. Ulicą Długą praktycznie nie dało się przejść. Pomnik Neptuna widziałem - z daleka. Podejść bliżej nawet nie próbowałem. Wszędzie tłum ludzi. Byłem już na kilku dużych piłkarskich turniejach jako kibic i jako dziennikarz, ale naprawdę fantastycznie jest oglądać to "u siebie", a już uczestniczenie w takim święcie, jakie zorganizowali dziś gdańszczanom Hiszpanie, jest sprawą absolutnie niesamowitą.

Sam mecz drużyn, które wygrały dwa ostatnie Mundiale, jakoś specjalnie mnie nie poruszył, podobnie jak rozegrany w sobotę szlagier Niemcy-Portugalia. Hiszpanie mieli kłopot z przeciskaniem się przez włoską defensywę (kto nie ma z tym problemu?), a Włosi wykazali się albo marną skutecznością (wyjątek to Di Natale), albo niezrozumiałą nieporadnością (Balotelli). Po pierwszej połowie Italia powinna prowadzić, ale Iker Casillas nie bez powodu jest uznawany za najlepszego obecnie bramkarza świata.